NotesWhat is notes.io?

Notes brand slogan

Notes - notes.io

Para buchnęła z kotła. Ubrana w kryzowaną, granatową suknię kobieta zamieszała w nim zamaszyście, stukając przy tym uwiązanymi na nadgarstku koralikami. Jeden, drugi, siódmy obrót... i stop. Poczekała jeszcze chwilę i powoli, ostrożnie zakręciła jeden jedyny raz w drugą stronę, powstrzymując wir na środku wielkiego saganu. Ogień wspinał się po metalowych ścianach, a zawartość bulgotała miarowo.
- Ola!
Zawołała kobieta, skutkając przy tym miarowo stopą. Prychnęła, spędzając tym samym sprężynę kasztanowych loków z czoła. Gorąco buchające od kotła zaczynało dawać się we znaki. Zawartość też już była prawie gotowa. Dwadzieścia siedem, dwadzieścia osiem...
- Ola! Ile mam wołać!?
- Juuuż!
Odpowiedział jej dopiero po chwili głos, ale na kroki trzeba było poczekać jszcze chwilę. W końcu przy kotle pojawiła sie druga kobieta. No, dziewczyna. Zakasała rękawy zakończone krajką, podsunęła w pobliże kotła cynową misę.
- Gotowa? - Spytała ta starsza
- Mhm... - Pokiwała głową Ola
Starsza sięgnęła po cedzak i zaczęła wybierać zawartość kotła. Skrzywiła sie po chwili, gdy dziewczyna rozproszyła sie i zamiast uważać, patrzyła gdzieś w dal, rozlewając na boki
- Ale sobie trzymasz, czy mnie? Ola, skup się.
W końcu durszlak trzymany przez dziewczynę zapełnił się tak, że ledwo go trzymała nad miską, a kocioł został próżniony z zawartości.
- Teraz uważaj...
Kobieta przelała starannie zawartość cedzaka i przejęła go od swojej uczennicy. Podrzuciła delikatnie pięć razy zawartością, dając jej odkapać.
- No. Gotowe... - Oznajmiła z dumą kobieta, po czym błyskawicznym ruchem zdzieliła drewnianą łyżką w wyciągającą się dłoń dziewczyny - Zostaw!
Nie po to kleiła ostatnią godzinę pierogi, żeby nastolatka je podjadała.

~*~*~

- I naprawdę muszę?
Nastolatka prychnęła, podczas gdy jej fioletowo-różowe włosy były zaplatane w ciasny warkocz. Po lewej stronie głowy już jeden taki wisiał
- To tradycja. Jakbyś nie musiała, to bym sama nie traciła na to czasu.
- No dobra, ale ja już go przecież znam i formalne zapoznanie było i...
- ... i tradycja nakazuje, żeby uczennica się odpowiednio prezentowała.
- Ale przecież te wszystkie ciuchy wcale nie są tradycyjne ani jakieś prastare. Pewnie w ogóle jakiś etnogr... ała ała ała!
Zapiszczała, gdy mistrzyni Agata mocniej pociągnęła za jej kosmyki, niby to warkocz poprawiając.
- Jak będziesz miała swoją własną uczennicę, to możesz ją uczyć, co ci przyjdzie do głowy. Na razie...
- ... na razie jesteś pod moją pieczą i trzeba przestrzegać tradycji... - Ola przewróciła oczami, naśladując przy tym ton głosu czarownicy - Cała wieś się będzie znów na mnie gapić przez to.
Poruszyła się tak, żeby plisowana spódnica i haftowany fartuch zaszeleściły same. W połączeniu z kolorowym kubrakiem i krajkowaną koszulą, wyglądała jak z pokazu na dożynkach. Najbardziej do zestawu nie pasowała jednak sztanga w uchu i krzykliwa barwa włosów.
- Wolisz, żeby gapiła sie wieś, czy żeby obraził się Duch Lasu? - Spytała Agata, wiążąc w kokardę wstążkę kończącą właśnie zapleciony warkocz - Wianek na głowę, kobiałka pod pachę i marsz na Księżycową Polanę, zanim pierogi całkiem wystygną!

~*~*~

Godzinę później, w stroju dożynkowo-ludowym, Ola w końcu dotarła na odpowiednie miejsce. Tak jej się wydawało, że godzinę - zegarek i telefon zostały w domu mistrzyni. Ważne, że blaszana kańka nadal była ciepła w dotyku. Wcale nie wyjadła kilku pierogów ze środka - musiały po prostu Agacie gdzieś wypaść przy nakładaniu. Stawiła bańkę na samotnym kamieniu pośrodku idealnie okrągłej polanki i wycofała się na jej skraj, do linii drzew.
- Zarar! Zarar! Zarar! - Zawołała, wywołując licho z lasu.

Ophelia:

- Majka, przysięgam, jeszcze raz będę musiała się powtórzyć, to z ciebie ten obiad zrobię! – Głos kobiety dość powoli, miarowo, przechodził ze zniecierpliwionego do złego, żeby w końcu wybuchnął pełną wściekłością, w końcu motywując rudą do odłożenia laptopa gdzieś na bok i wygramolenia się ze swojej jaskini, potocznie zwanej pokojem. Ale jeżeli mówiła, że coś zrobi, to nie trzeba było jej co pół dnia o tym przypominać, w końcu by to zrobiła. Teraz już jednak dłużej dyskutować nie mogła, musiała zwlec się po schodach na dół, do dużej, urządzonej w nowoczesnym stylu kuchni, żeby zmierzyć się z chimerą… znaczy ciotką, która w fartuchu ze spranym tekstem motywacyjnym, którego już nie dało się rozczytać, kroiła warzywa tak, jakby były żywe i zaraz miały zacząć jej z deski do krojenia uciekać. Dziewczyna zerknęła na zegar i westchnęła ciężko, dając ciotce znać, że postanowiła w końcu odpowiedzieć na zawołanie.
- Już i tak nie zdążę, Klimowa pewnie już wszystko zdążyła sprzedać. – Schowała ręce do kieszeni i uniosła lekko ramiona, jakby chcąc się w nich schować jak struś w piach, udając skruchę. Że ona przecież bardzo chciała pójść po te jajka, ale już się nie wyrobi.
- To leć przez las. I bez jajek nie wracaj, choćbyś je miała Klimowej z kurnika wykraść!
- A to nie było coś o lisach w kurnikach, nie wilkach…? – Próbowała zażartować dla rozluźnienia atmosfery, ale w odpowiedzi dostała kawałkiem marchewki prosto w twarz. Mimo dużej wady wzroku, ciotka miała wyjątkowo dobrą celność, warzywo odbiło się od policzka i spadło, udało jej się złapać je w ostatnim momencie i władować do ust. Zanim którakolwiek postanowiła tej drugiej bardziej zacząć działać na nerwy zgarnęła z półki swój plecak, ubrała buty i wybiegła z domu, kierując się, a jakże, w stronę lasu.
Przystanęła, chowając się za pierwszą linią drzew. Upewniając się, że nie ma publiki ściągnęła buty i resztę ubrań, pośpieszne upychając je w plecaku i już po chwili w miejscu, w którym stała ona stał młody wilk o futrze w kolorze ciepłego brązu i z żółtymi, błyszczącymi oczyma. Wzięła plecak w pysk i ruszyła przed siebie. Owszem, w ten sposób mogła tę odległość pokonać szybciej, o wiele szybciej, w dodatku las był świetnym skrótem, ale poza pozytywami ta forma miała wiele minusów, przede wszystkim problem ubrań. Noszenie jakiejkolwiek biżuterii porzuciła już dawno, zbyt często o niej zapominając i rujnując przy przemianie niezliczoną ilość kolczyków czy łańcuszków.

Biegła zamyślona, niezbyt zwracając uwagę na otoczenie. Czas płynął nieubłaganie i perspektywa włamania do kurnika była z każdą minutą coraz bardziej prawdopodobną przyszłością. I pewnie biegłaby tak dalej, w końcu zdobywając dla ciotki upragnione jajka, gdyby nie to, że rozproszyło ją czyjeś nawoływanie. Zainteresowała się tym na tyle, że zupełnie o swojej głównej misji zapomniała i ruszyła w stronę głosu. Przez chwilę przyglądała się postaci, która wyglądała jakby uciekła z kółka młodocianych gospodyń wiejskich. Może powinna ją zignorować i biec dalej, ale takiego cyrku nie widziała już dawno, więc obeszła polanę, zbliżając się do dziewczyny, ale wciąż chowając się między drzewami, żeby móc na spokojnie wrócić do ludzkiej formy i się ubrać. Dopiero prezentując się w miarę przyzwoicie rudzielec zakradł się do tamtej, żółtymi oczami łypiąc to na nią, to na bańkę na kamieniu.
- Co to ten „Zarar”? – spytała półszeptem, kiedy zbliżyła się do niej na tyle, że mogła mieć pewność, że ją usłyszy. Wyglądała trochę jak wyrwana z zupełnie innej bajki – zmierzwione, długie włosy, czarne rurki, bluza w takim odcieniu różu, że pewnie świeciła w nocy, z nadrukiem jakiejś postaci z kreskówki na froncie. Poczuła się przez moment tak, jakby niespodziewanie zakradła się do jakiegoś skansenu, ale mimo tego skonfundowania przyglądała się królowej dożynek z przyjaznym uśmiechem.

Przytuliska:

Stała sobie grzecznie na krawędzi polany i obserwowała, jak wzmaga się wiatr. To znaczy nad polaną sie wzmaga - drzewa wokół ani nawet drgnęły najmniejszymi listkami. Trawa falowała, najpierw trochę, potem już zupełnie niczym wzburzone morze... A potem wszystko zupełnie się uspokoiło. "Oho" pomyślała sobie, patrząc w stronę kamienia na środku.
Ducha Lasu, jak to Duch Lasu, jednak kapryśnie nie raczył się pokazać. Ciężko westchnęła. Nienawidziła, gdy miał kaprysy. Jeszcze mniej tolerowała, gdy sobie z nią poigrywał. Licho czy nie, nie miała dziś w ogóle nastroju, żeby się użerać ze złośliwą istotą. Na kroki powoli zmierzające w swoją stronę zwróciła uwagę dopiero po chwili.
- No nareszcie... - Westrchnęła ciężko. Złapała sie pod boki, zupełnie już wyglądając jak na pokazie tańców ludowych i odwróciła się w stronę nadchodzącej osoby - Mówiłam ci przecież, że masz się na mnie...
Odwróciła się do nadchodzącej postaci, ale to nie był Duch Lasu. O wiele rzeczy go posądzała, ale nie o to, że przybrałby formę nastolatki. Żarty żartami, ale to by było poniżej jego własnej, męskiej godności.
- ... nie zakradać
Dokończyła wreszcie, obrzucając rudzielca przed sobą wzrokiem. Opuściła ręce spod boków i nie bardzo teraz wiedziała, co z nimi zrobić. No tak. Przypałętała się tu jakaś i teraz licho już na pewno nie przyjdzie. Ale ją Agata i tak przybrała w fartuszek i kaftan. A potem głowę zmyje, że nie załatwiła, po co do lasu była wysłana.. Ola miała ochotę kijem pogonić obcą, ale się powstrzymała, zaciskając tylko pięści, trzymając plisowaną spódnicę.
- Zarar? - Spytała, strugając wariata - Nie, woałała "zaraz". Echo pewnie musiało ponieść... Na jagody? To tam...
Podniosła rękę i wskazała w stronę, gdzie rzeczywiście można było znaleźć jagodzisko. Wakacje były najgorsze. Nie dość, że wiejskie dzieciaki się kręciły, to pełno jeszcze było obcych, na wakacjach u dziadków, wujków i innych stryjenek. A ona musiała paradować w... w tym. Jak już sobie ruda pójdzie, to może się jeszcze kapryśne licho da wywołać.
- A jak do wsi, to tam - Wskazała, gdy nieznajoma ani raczyła się oddalić w podskokach.

Ophelia:

Nie zauważyła tych dziwnych tańców wiatru, w ogóle nie spostrzegła, że przy polanie mogło dziać się coś większego, coś może nawet magicznego. Ale wzroku ogólnie nie miała zbyt dobrego, jak to bywało u wilków, polegała głównie na węchu kosztem tego jednego zmysłu. Dlatego też może nie potrafiła wszystkich szczegółów otoczenia dobrze wyłapać, ale te pierogi wyczułaby, nawet jakby były zamknięte w pancernej skrzyni. Cokolwiek się tu działo teraz było już za późno, żeby się wycofać.
I chociaż bardzo starała się zachować powagę, nie mogła powstrzymać się przed cichym prychnięciem, kiedy dziewczyna odwróciła się w jej stronę, biorąc ją za kogoś lub coś innego. Rudzielec jednak musiał ją wyraźnie zawieść, co było widać po oczach tamtej. Trudno, powiedziało się „A”, to trzeba było jeszcze powiedzieć „B”.
- Jestem pewna, że dobrze usłyszałam. – Bo słuch również miała wyczulony, więc nie da się jej tak o wpuścić w maliny. Czy w jagody, jak to właśnie próbowała uczynić. Podążyła jednak spojrzeniem i w kierunku potencjalnego jagodziska, jak i wsi. No tak, Klimowa. Sięgnęła do znoszonej kostki, której klapa niemalże cała pokryta była kolorowymi naszywkami i zerknęła na telefon, sprawdzając godzinę. Już po ptakach. I po jajkach. Miotłą ją starucha pogoni, a potem w ten sam sposób potraktuje ją ciotka.
- Nie, nie, ja na ten pokaz polki, który się chyba zaraz odbędzie – rozwiała jej wszelkie wątpliwości na temat tego, czy zostawi ją w spokoju, czy nie, ruchem brody wskazując na osobliwe ubranie kolorowowłosej. Poruszyła płatkami nosa, obwąchując powietrze, zbierając informacje, ale nie wyczuła obecności nikogo więcej poza dwoma dziewczynami. – Co tu się właściwie dzieje?

Przytuliska:

Zamrugała, nie do końca rozumiejąc co się do niej mówi
- Pokaz polki? - I dopiero jak się spytała na głos, dotarło do niej sens słów nieznajomej. Wiadomo, że jak ruda, to złośliwa. Pięści jeszcze mocniej zacisnęła na spódnicy. Wydęła policzki i usta, ale ostatecznie się powstrzymała. Głośno wypuściła z siebie powietrze - Pokazu nie będzie. Partner do tańca się nie pokazał. Znając go, już się dziś nie objawi...
Profilaktycznie jeszcze zerknęła na kolistą polankę. Trawa leżała sobie płasko, ptaki ćwierkały wokół zupełnie normalnie, a blaszana bańka z pierogami stała, gdzie ją zostawiła. No to tyle w temacie wywoływania licha z lasu.
Że też musiało nadać tę dziewczynę!
Ruszyła w stronę kańki. W połowie drogi między krawędzią polany i kamieniem na jej środku, zerwał sie nagle silny, porywisty wiatr. Aż przytrzymała wianek na głowie, drugą pilnując, by plisowana spódnica nie owinęłą się jej wokół szyi.
- Zabijeciełajzo...
Wycedziła półszeptem przez zaciśnięte zęby. Duch Lasu może nie zamierzał sie pokazać, ale za zdecydowanie niał ochotę na głupie zabawy. Przystanęła, czekając, aż nagła wichura się uspokoi. Nic z tego. Wiatr szalał w najlepsze. Wycofała się więc - rakiem - do linii drzew.
Wianek miała przekrzywiony na głowie, a kolorowe kosmyki pouciekały jej w warkoczy. Pewnie by to olała, ale ruda obca dalej tam stała.
- Przecież mówiłam, że do wsi tam! Chodź, zaprowadzę cię - I zła na cały świat zaczęła maszerować we wskazanym wcześniej kierunku. Kańke odzyska jutro. Oby.


Ophelia:

- Szkoda – odparła, wzruszając ramionami, jakby już w swoją własną wersję o pokazie tańców ludowych uwierzyła. Zachowanie powagi w tym momencie jednak było najcięższą walką, jaką musiała stoczyć sama ze sobą chyba w całym swoim życiu. Odprowadziła nieznajomą wzrokiem, kiedy ruszyła, żeby odzyskać, jak się domyśliła, swoją własność, a kolana się pod nią ugięły, kiedy wiatr tak nagle poruszył źdźbłami trawy na polanie i całym strojem tamtej. A cały las dookoła był spokojny jak wcześniej. Ciotka kiedyś wspominała jej, że w okolicy mieszka kilka czarownic, ale po pierwsze, nie bardzo jej wtedy uwierzyła, po drugie nie sądziła, że kiedykolwiek taką spotka osobiście. Chociaż akurat ją i jej wilczej natury takie rzeczy nie powinny jakoś specjalnie dziwić.
Przyglądała się kolorowowłosej z ustami lekko rozchylonymi, niczym karp świeżo wyciągnięty z wody. Musiała pokręcić mocno głową i zamrugać kilka razy, żeby z myć z twarzy ten wyraz zaskoczonego niemowlaka. Już zdążyła w ogóle zapomnieć o tym, że faktycznie szła do wsi. I że wcale się nie zgubiła, tylko po prostu rozproszyła. Musiała nadrobić przebyty przez obcą dystans, truchtając przez chwilę, zanim się z nią zrównała.
- Co to było? Możesz tak zrobić jeszcze raz? – spytała, jakby przed sobą nie miała drugiego człowieka, a zwierzątko w cyrku robiące różne, fikuśne sztuczki. – Powiedz, co tu się działo i co to jest ten Zarar! – Nie dość, że ruda to wredna, to jeszcze uparta jak osioł. Świergotała tamtej do ucha i nie zapowiadało się na to, że miała się szybko zamknąć.

"Turystka" zaczynała coraz bardziej Olce działać na nerwy. Nawet nie dlatego, że nie udało się przez nią przywołać licha, albo że najpewniej przepadną też pierogi, zostawione na łaskę żarłocznego Ducha Lasu, mrówek, lisów oraz zapewne też borsuka. Ba, to, że się uczepiła jak rzep psiego ogona też się dałoby może jeszcze wytrzymać. Ale ona gadała. Ciągle. A słuchawki, razem z telefonem, leżały sobie na biurku w domu mistrzyni Agaty.
Więc gdy ruda za nią tak sobie lazła, wściubiając nosa w zdecydowanie nieswoje sprawy, przystanęła tak, żeby niechciana towarzyszka na nią wpadła. Odwróciła się gwałtownie, szeleszcząc plisą i łapiąc sie pod boki, jakby faktycznie szykując się do obertasa
- Mogę zrobić tak, że zaraz po...
I wtedy ją tknęło. Skoro Agata i tak będzie zła o niewykonanie dzisiejszego zadania, to bardziej zła już nie będzie. Uśmiechnęła się nagle tak, jakby była kotem czającym się na niczego nieświadomą porcję szynki.
- Pokazać ci sztuczkę? - Spytała głosem słodkim jak miód - O zerknij tutaj...
Wyciągnęła przed siebie prawą dłoń. Mimo haftowanego rękawa tradycyjnej koszuli, miała pomalowane naprzemiennie paznokcie, to na czarno, to na ciemnozielono. Parę razy zacisnęła palce w pięść i szeroko je rozcapierzała... a potem coś bardzo gwałtownie błysnęło z jej lewej dłoni, jakby nagle ktoś włączył reflektor samochodu.

I zrobiło się ciemno. Znaczy nie tak całkiem ciemno - gdzieś przez korony drzew przebijało się mdłe światło gwiazd i łuna chudziutkiego księżyca. Bezapelacyjnie była już noc. A po kolorowowłosej królowej dożynek nie było śladu. No dobrze - ślady były, łącznie z jej zapachem. Ale tak, jak gdzieś zniknęło w oka mgnieniu kilka godzin z życia, najwyraźniej spędzonych na staniu w jednym miejscu, tak straciła się odpowiedzialna za ten stan rzeczy małolata.

~*~*~

- Masz szlaban
Oznajmiła Agata, gdy Ola skradała się cichcem przez okno do swojego pokoju. Czarownica siedziała już w środku na krześle. Na jego oparciu siedziała też sroka, która teraz głośno zaskrzeczała, jakby starając się przepłoszyć dziewczynę.
- Przecież... - Zaczęła, ale czarownica tylko rzuciła jej spojrzenie spode łba - No dobrze, może trochę poczarowałam, ale nic groźnego.
- A dałam pozwolenie?
- Noo... nie?
- No więc dlatego właśnie następny tydzień spędzisz, czytając o... dajmy na to ziołach. I żadnego wychodzenia nigdzie.
- Ale.. - Ola zaczęła, a gdy jej mistrzyni spróbowała znów uciszyć ją samym tylko karcącym wzrokiem, szybko dodała - ... to kto przyniesie z powrotem kańkę?


Ophelia:

Rzep odczepić się nie chciał, a przy okazji zdecydował sobie pooglądać okolicę, więc jak tylko tajemnicza nieznajoma się zatrzymała, wpadła na nią z impetem. Zamilkła, o dziwo, zerkając na nią unosząc jedną brew w górę, ciekawa, co zaraz zrobi. Faktycznie zacznie odstawiać kankana bez muzyki?
- Co to niby za sztuczka? – zdążyła jeszcze zapytać, wgapiając się w dłoń dziewczyny, zanim światło nagle rozbłysło, a potem nagle zgasło. Zamrugała szybko, rozejrzała się dookoła, próbując cokolwiek z tego co tutaj zaszło zrozumieć. Znokautowała ją? Nie, nic ją nie bolało, więc to nie mogło być to. Ale królowa dożynek zniknęła, nagle zrobiła się noc, więc musiała spędzić w lesie przynajmniej kilka godzin. Ciotka pewnie by się zamartwiała, gdyby nie wiedziała, że Majka ma swoje różne dzikie pomysły i skrzywienia i potrafiła na takich leśnych przebieżkach stracić poczucie czasu. Dużo bardziej martwiłaby się o brak jajek, ale ta sprawa też jakoś przestała mieć znaczenie. Tylko co powinna teraz zrobić? Wrócić do domu? Pobłądzić jeszcze w ciemności, ze swoim wzrokiem nie widząc kompletnie nic i wpadając na każde drzewo po drodze? No nie, musiała znaleźć odpowiedzialną za to dziwne zakrzywienie w czasoprzestrzeni i wszystko sobie z nią wyjaśnić. Tylko czy powinna odwiedzać ją w środku nocy…?
Poniuchała powietrze. Wiedziała, w którą stronę iść, żeby za nią trafić gdziekolwiek jej umknęła. A co, zorganizuje sobie wakacyjną przygodę. I to taką, że ciotce w pięty pójdzie i już nigdy więcej do tego zadupia jej nie przyjmie. Same pozytywy sytuacji. Najpierw jednak wróciła na polanę, żeby zgarnąć kankę, którą tamta zostawiła. I żeby przy okazji mieć pretekst do odwiedzin. Podążyła za śladami niczym prawdziwy łowczy, bez większych problemów odnajdując dom, do którego trop prowadził. Nie chcąc jednak budzić domowników postanowiła najpierw pokręcić się dookoła, sprawdzić, czy gdzieś świeci się światło, czy zobaczy coś przez okno, nie myśląc o tym, że przypadkowy przechodzień mógł wziąć ją za włamywacza. Ubranego w żarówiaście różową bluzę i z blaszaną kanką, więc raczej słabego włamywacza, ale zawsze.

Przytuliska:

Blaszana bańka była pusta, chociaż żadne zwierze się do niej nie dobrało - wieko było starannie zakęcone, chociaż w środku zostało trochę zestałego masła z okrasy i zapach pierogów z owocami. Nie dość, że królowa dożynek była dziwna, to jeszcze dziwniejsze śmieci zostawiała w lesie.

~*~*~

Nieco za mocno trzasnęła drzwi szafy, żegnając się z ludowym strojem. Jedyną zaletą szlabanu była pewność, że Agata nigdzie jej nie pośle, a tym bardziej w takim ubraniu. Dużo bliżej było jej do Na tym jednak plusy się kończyły.
Na stoliku przy łóżku już leżał zielnik wykonany przez "prababcię" Pelagię, przyszywaną krewną mistrzyni Agaty. Ciężka, poźółkła książka w twardej, okutej na krawędziach i nadgryzionej zębem czasu oprawie nie zachęcała w najmniejszym nawet stopniu, by chociaż zerknąć do środka. Szczególnie, że nie dało się tego czytać na leżąco, nie ryzykując uszkodzenia zawartości. Ola niechętnie wyciągnęła notes z szuflady i otworzyła na chybił-trafił opasłe tomiszcze.
- "... ażeli extrakt z witek młodych uzyskać w pełni mocy soków, zaweź sierm miedziany i czyniąc co piędźć karby..." Ugh.... - Ola ciężko westchnęła, patrząc na pochyłe pismo wijące się starannymi brzuszkami i zawijasami po stronie. Ciężko było jej się zdecydować, czy bardziej drażni ją język Pelagii, czy forma, w jaką został opakowany. A Agata jeszcze groziła, że będzie jej to na komputer przepisywać jak coś więcej przeskrobie.
Wmusiła w siebie całą stronę. Jedną. Chociaż czuła sie, jakby już minął cały tydzień kary. Poszła do kuchni zrobić sobie herbaty i ukraść jagodziankę. Żując drożdżówkę, czekała, aż woda się zagotuje. Zapowiadała sie długa noc

~*~*~

Trop zawiódł - a jakże - na skraj wsi. No, może nie sam skraj, ale pusta łąka za nim wychodziła już prosto do lasu, więc się mogło liczyć. W otwartej, trochę przechylonej stodole stał przykurzony i podrdzewiały samochód, w sadzie obok domu można było sie zabić o rozciągnięty hamak i leżącą obok drabinę, a w niewielkim, jednopiętrowym domu, paliło się światło w aż dwóch oknach - na piętrze w oknie wychodzącym na podwórze i na dole, trochę za wysoko, by normalnie zajrzeć... Ale na palcach stając - czemu by nie?

Ophelia:

Kolorowy włamywacz, najszczęśliwszy na świecie z tego, że była noc i nikt jej nie widział, wkroczyła pewnie na działkę, za swój pierwszy cel biorąc okno na parterze, do którego pewnie potrafiłaby zajrzeć, a świecące się światło dobrze wróżyło. Jednak pomimo tego, że dzięki słabemu wzrokowi inne zmysły miała dużo mocniej ukształtowane, nie udało jej się wykształcić echolokacji, więc najpierw potknęła się o hamak, klnąc jak szewc łapała równowagę tylko po to, żeby zahaczyć stopą o drabinę i wyrżnąć całym ciałem o ziemię. Kanka odleciała gdzieś przed nią, bo jednak ważniejszym w tym momencie było uratowanie spodni przed plamami niż niezrobienie hałasu, więc trzask słychać pewnie było i w domu. Pozbierała się, otrzepała z trawy, wyrzuciła jeszcze kilka przekleństw, żeby zemścić się na rozrzuconych po ogrodzie śmieciach, zebrała kankę i ruszyła w kierunku domu, już bardziej patrząc pod nogi. Ależ tej małej, kolorowej wiedźmie wygarnie jak ją tylko spotka…
Do przykurczów nie należała, ale niestety do miana wysokiej brakowało jej kilku centymetrów, musiała więc bardzo się postarać, żeby zaglądnąć przez okno. Odsuwała się, podskakiwała, podchodziła, czepiała się o parapet i wspinała po ścianie, odstawiała jeszcze większy cyrk, niż tamta wcześniej w lesie. Ale w końcu udało jej się dostrzec jakiś czubek kolorowej głowy gdzieś w tle. To jej wystarczyło. Zapach się zgadzał, trop na pewno prowadził tutaj, a śmiała wątpić w to, że w takiej wsi znajdzie drugą osobę z fioletowo-różowymi włosami. Więc zrobiła najmądrzejszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy.
Zaczęła walić po szybie.
Zapukała kilka razy i odsunęła się od okna, żeby była lepiej widoczna w słabym świetle padającym z wnętrza budynku. Jeśli nie podziałało, podeszła i walnęła kolejny raz i waliła tak do skutku, wciąż w ręce ściskając tę przeklętą kankę, jakby ona mogła usprawiedliwić całe to zajście i wyjaśnić, co ona właściwie tam robiła w środku nocy.
     
 
what is notes.io
 

Notes.io is a web-based application for taking notes. You can take your notes and share with others people. If you like taking long notes, notes.io is designed for you. To date, over 8,000,000,000 notes created and continuing...

With notes.io;

  • * You can take a note from anywhere and any device with internet connection.
  • * You can share the notes in social platforms (YouTube, Facebook, Twitter, instagram etc.).
  • * You can quickly share your contents without website, blog and e-mail.
  • * You don't need to create any Account to share a note. As you wish you can use quick, easy and best shortened notes with sms, websites, e-mail, or messaging services (WhatsApp, iMessage, Telegram, Signal).
  • * Notes.io has fabulous infrastructure design for a short link and allows you to share the note as an easy and understandable link.

Fast: Notes.io is built for speed and performance. You can take a notes quickly and browse your archive.

Easy: Notes.io doesn’t require installation. Just write and share note!

Short: Notes.io’s url just 8 character. You’ll get shorten link of your note when you want to share. (Ex: notes.io/q )

Free: Notes.io works for 12 years and has been free since the day it was started.


You immediately create your first note and start sharing with the ones you wish. If you want to contact us, you can use the following communication channels;


Email: [email protected]

Twitter: http://twitter.com/notesio

Instagram: http://instagram.com/notes.io

Facebook: http://facebook.com/notesio



Regards;
Notes.io Team

     
 
Shortened Note Link
 
 
Looding Image
 
     
 
Long File
 
 

For written notes was greater than 18KB Unable to shorten.

To be smaller than 18KB, please organize your notes, or sign in.