NotesWhat is notes.io?

Notes brand slogan

Notes - notes.io

ROZDZIAŁ XVIII

KRAJ ZŁOTA I SŁOŃCA
Sally spoglądała na Tomka, który prawym ramieniem przytulał ją do siebie.
Zastanawiała się, o czym on teraz rozmyśla? Tak się stęskniła oczekując na
niego w Iquitos niemal przez trzy tygodnie. Teraz jednak nie śmiała przerwać
jego zadumy. Może właśnie rozważał tajemnicę zaginięcia Smugi? Nie był to
przecież już ten beztroski chłopiec z czasów poznania w Australii! Duma ją
wprost rozpierała, gdy zasłużeni podróżnicy traktowali jej młodego męża jak
równego sobie. Właśnie w Iquitos spotkali pułkownika Rondona112, który w
Brazylii zyskał taką sławę, jak Stanley113 w Afryce. Otóż pułkownik Rondon, w
obecności kilku osób, zasięgał rady Tomka w sprawie utworzenia w Brazylii
Wydziału Opieki nad Indianami. Cóż to była za interesująca rozmowa! Rondon
również udzielił Tomkowi cennych informacji w związku z wyprawą
poszukiwawczą do Gran Pajonalu.
Nixon tak bardzo polubił energicznego i rozważnego Tomka, że towarzyszył
mu z obozu nad Rio Putumayo aż do Iquitos. Uczynił też wszystko, co było w
jego mocy, aby przyspieszyć wyruszenie wyprawy. Dzięki znajomościom i
hojności Nixona płynęli obecnie w górę Ukajali na statku, który dopiero za dwa
tygodnie miał wyruszyć w tamte okolice po kauczuk.
Trzy dni temu statek wypłynął z Iquitos w górę Maranonu114. Po
dwudniowej żegludze dotarł do miejsca, gdzie Maranon łączył swe szare i
mętne wody z wodami Ukajali, a trzeciego dnia już żeglował po tej tajemniczej
rzece.
Tomek z Sally właśnie wyszli po kolacji na pokład. Przystanęli koło
nadbudówki. Tomek oparł się plecami o ścianę, otoczył żonę ramieniem i
milczał zamyślony. Sally spoglądała w niebo; wśród migocących gwiazd
świecił, tak dobrze jej znany, Krzyż Południa. Podzwrotnikowa noc była głucha
112 C. Rondon – pułkownik, badacz i podróżnik. W latach 1907-13 odbył 6 wypraw w różne, nieznane okolice Brazylii; w
ostatniej, która nabrała dużego rozgłosu, towarzyszył mu Teodor Roosevelt. Przebadali wtedy około 15 tys. km2 nieznanych
okolic, zamieszkanych tylko przez Indian, dokonywali pomiarów, zakładali drogi i linie telegraficzne. Dzięki Rondonowi
pojawiły się na mapach Brazylii dziesiątki rzek, jezior i pasm górskich. Również starał się ulżyć doli nieszczęsnych Indian,
którzy uważali go za swego przyjaciela i opiekuna.
113 Henry Morton Stanley (ur. w Anglii 1841, zm. 1904) – dziennikarz amerykański i podróżnik, największy badacz wnętrza
Afryki.
114 Maranon, jak nazywa się Amazonkę w jej górnym biegu, wypływa z jeziora Lauricocha, znajdującego się w Andach
Peruwiańskich na wysokości 3653 m n.p.m. Od połączenia się Maranonu z Ukajali lub od granicy Peru do Rio Negro, rzeka
często jest nazywana Solimoes, a dalej już zwie się Amazonką.
i parna. Słychać było tylko monotonny szum
wody i chrapliwe sapanie rzecznych delfinów.
Sally co pewien czas zerkała na milczącego
męża, w końcu cicho zapytała:
- Tommy, o czym rozmyślasz? Wydaje mi
się, że coś cię gnębi...
Tomek westchnął ciężko, po czym odparł:
- Nie chcę przed tobą ukrywać, że
odpowiedzialność, jaką wziąłem na siebie,
trochę mnie przeraża. Wprawdzie przy
pomocy pana Wilsona, tak bardzo życzliwego
dla Smugi, pokonaliśmy pierwsze trudności,
ale najgorsze dopiero znajduje się przed nami.
Czy zdołamy szybko odnaleźć jakieś ślady?
Nie mamy zbyt wiele czasu. Wyprawa już
pochłonęła prawie całe nasze oszczędności.
- Rozumiem cię, Tommy. Nie możemy
nadużywać uprzejmości pana Wilsona. I tak
bardzo nam pomógł.
W tej chwili na pokładzie pojawił się kapitan Nowicki. Wypatrzył młodą parę
i zbliżył się do niej.
- Wszyscy już pokładli się spać, a wy jeszcze gruchacie - zagadnął.
- Wcale nie flirtujemy, kapitanie - odparła Sally. - Tommy kłopocze się naszą
sytuacją finansową.
- Nie martwcie się tym, damy sobie radę - powiedział Nowicki. - Pieniądze
niedługo nadejdą.
- Skąd? - zdziwił się Tomek.
- Pomyślałem o tym jeszcze w Manaos. Napisałem do twego ojca, żeby
natychmiast sprzedał mój jacht. Jednocześnie przesłałem mu pełnomocnictwo.
- Cóż pan zrobił najlepszego! - oburzyła się Sally. - Przecież „Sita” była dla
pana wszystkim! Tak się pan nią cieszył!
- To prawda, że cieszyłem się tym jachtem, ale Smuga ważniejszy dla mnie.
Tomek wzruszony spoglądał na dobrodusznego marynarza. Jacht ów był
darem szlachetnej maharani indyjskiej, która prawie trzy lata temu chciała
dopomóc im w uwolnieniu Zbyszka z zesłania na Syberii. „Sita” była dumą
biednego marynarza z Powiśla. Teraz pozbył się jej dla ratowania przyjaciela...
- Jaki pan szlachetny i dobry... - szepnęła Sally nie mniej wzruszona od męża.
- Słuchaj, sikorko! Smuga i Tomek zawsze mogą na mnie liczyć - odparł
Nowicki. - Traktuję ich jak własnych braci.
- Przecież pan nie ma rodzeństwa? - zdziwiła się Sally.
- Dlatego też ci dwaj tak wiele dla mnie znaczą. Poza tym jacht nie pasował
do mnie. Widocznie Pan Bóg stworzył mnie na biedaka. Po jakie licho mam
sprzeciwiać się przeznaczeniu? Późno już, chodźmy spać!
Kapitan odprowadził przyjaciół aż do drzwi kabiny, a potem sam udał się na
odpoczynek.

Był to początek lutego, a więc okres najwyższego stanu wody na Ukajali.
Rzeka rozlewała się szeroko. Załoga małego parowca znajdowała się w stałym
pogotowiu, bowiem wciąż powstawały niebezpieczne sytuacje. Rzeka
posiadała wiele zakrętów, roiła się ramolinami, czyli wirami o potężnych
lejach, groziła licznymi palisadami, to jest pniami olbrzymich drzew, które
utknęły w płytszych
miejscach i
tworzyły groźne
zapory.
Na obydwóch
brzegach Ukajali
rosły nieprzebyte
dziewicze lasy.
Dżungla wprost
wyrastała z wody,
która daleko
wdzierała się w głąb
lądu, tworzyła
niezliczone strumienie, kanały, zalewy, jeziora i mokradła. Czasem na
konarach drzew można było dostrzec zabłąkanego jaguara, pumę, czy ocelota,
które szukając schronienia przed powodzią teraz zdychały z głodu. W górze
złowieszczo krążyły nad nimi żarłoczne, ponure sępy. Dziki zwierz w
panicznym strachu umykał z zatapianych brzegów, za to ptactwa było tu
jeszcze więcej niż nad Amazonką. Jastrzębie rozpraszały stada papug, które z
wrzaskiem kryły się pomiędzy drzewa. Czasem gdzieś na wyżej położonym
brzegu można było dostrzec chatę indiańską zbudowaną na palach. W tych
okolicach, gdzie rzeki prawie stale przelewały się przez brzegi, była to jedyna
forma budownictwa, zabezpieczająca ludzi przed niebezpieczeństwem
powodzi. Nadziemne chaty, nakryte dachami z liści palmowych, nie posiadały
bocznych ścian. Rzadko spotykało się tutaj krajowców. Indianie na widok
białych pospiesznie kryli się w lasy, gdyż bandy poszukiwaczy kauczuku stale
polowały na niewolników.
Tomek wraz z przyjaciółmi spędzali niemal całe dnie na pokładzie statku.
Ukryci przed żarem słonecznym pod brezentowym daszkiem z ciekawością
spoglądali na brzeg rzeki. Haboku z żoną oraz pięciu Cubeów, którzy brali
udział w wyprawie, również im towarzyszyli, ponieważ upał pod pokładem był
nie do wytrzymania. Dingo nie odstępował Sally. Kładł się przy jej stopach i
tęsknym wzrokiem spoglądał za ptakami bujającymi w powietrzu.
Brzegi rzeki wyglądały na zupełnie nie zamieszkane. Było to jednak tylko
złudzenie. Pułkownik Rondon,
podczas spotkania w Iquitos,
zalecał Tomkowi jak
największą ostrożność. W
dorzeczu Ukajali żyło wiele
plemion indiańskich, które
dotąd nie ugięły się przed
białymi. Nad górną Aguatią
zamieszkiwali wojowniczy
kanibale, Kaszybowie115, którzy cieszyli się złą sławą. Stale napadali na
Czamów116. Zabitym wrogom obcinali głowy, ręce i nogi, a potem z zębów
robili naszyjniki natomiast z kości piszczałki i groty. Do strzał przywiązywali
kępkę kobiecych włosów, co miało przynosić łucznikowi szczęście. Czamowie
zajmowali okolice dolnej Aguati w pobliżu Ukajali. Tworzyli trzy szczepy:
Kunibo, Ssipibo i Ssetebo, które zawsze się jednoczyły do walki. Używali
długich mieczów wyciosanych z najtwardszego drzewa. Dzieciom
zniekształcali w niemowlęctwie czaszki, cofając czoła do tyłu, aby odróżnić je
od małp. Plemię Amahuaca zamieszkiwało nad górnym biegiem
prawobrzeżnych dopływów Ukajali i raczej unikało spotkań z białymi.
Kampowie stanowili potężne plemię nad Ukajali. Ci dumni Indianie nie chcieli
poddać się białym. Podczas wojny okazywali wiele okrucieństwa. Nad dolną
Tambo przebywały liczne plemiona Pirów, które sprzyjały Panchowi
Vargasowi.
Niebezpieczeństwo mogło grozić wyprawie nie tylko ze strony Indian. Lasy
Montanii obfitowały w drzewa hevea. Wśród poszukiwaczy kauczuku
grasowali różni awanturnicy, dla których życie ludzkie nie przedstawiało zbyt
wielkiej wartości. Właśnie jednym z nich był Pancho Vargas; do jego hacjendy
obecnie płynęła wyprawa. Czy nie będzie usiłował czynić przeszkód? Posiadał
na swych usługach setki zaufanych Pirów.
Uczestnicy wyprawy wciąż snuli domysły, układali plany, a statek
tymczasem płynął w górę rzeki. Siódmego dnia na wschodnim horyzoncie
zarysowało się pasmo gór Cerros de Contamana. Były to jedyne góry leżące na
prawym brzegu Ukajali. Niebawem na lewym brzegu ukazała się zaniedbana
osada Contamana, stolica prowincji Ukajali. Tutaj już kończyły się wszelkie,
nikłe w tych okolicach, wpływy władz peruwiańskich. Jakby dla potwierdzenia
tego, sama natura usiłowała zniszczyć ślady obecności białego człowieka.
115 Kaszybowie (Cashibos) – w języku Czamów „Lud Nietoperza”.
116 Czarno wie (Tschama) – „Matka Komarów”, nazwa od owadów unoszących się chmarami nad wioskami tego plemienia.
Wartki nurt rzeki systematycznie podmywał brzeg i zmuszał osadę do cofania
się w głąb lądu. Cała Contamana składała się z kilku murowanych rządowych
budynków, kościoła oraz nędznych chat krajowców. Tomek wraz z
przyjaciółmi udali się aleją wysadzoną drzewami mangowymi do osady, aby
zgodnie z radą prefektury w Iquitos porozumieć się z komendantem
posterunku policji.
Nędzna osada posiadała dobrze wyposażone sklepy. Tutaj zaopatrywali się
w rozmaite produkty poszukiwacze kauczuku, a także krajowcy znosili z głębi
dżungli to, co mieli na sprzedaż. Tomek z kapitanem Nowickim udali się na
posterunek policji, podczas gdy ich przyjaciele mieli zrobić niezbędne zakupy.
Po przeczytaniu oficjalnego pisma prefektury komendant stał się bardzo
uprzejmy, a gdy Tomek wyjawił mu cel wyprawy bezradnie rozłożył ręce i
rzekł:
- Vargas nie udzieli żadnych wyjaśnień, nawet gdyby panowie potrafili
zmusić go do mówienia.
- Jeśli zajdzie konieczność, porozmawiam z nim po marynarsku - zagroził
kapitan Nowicki.
Komendant pełnym uznania wzrokiem zmierzył olbrzymiego, barczystego
Polaka, po czym odparł:
- Myślę, że pan rozwiązałby mu język, lecz niestety Vargasa nie ma w La
Huairze.
- Dokąd wyjechał, jeśli można zapytać? - zagadnął Tomek.
- Dwa miesiące temu władze w Limie nadesłały nakaz aresztowania Vargasa.
Oskarżono go o morderstwo i uprawianie handlu niewolnikami - wyjaśnił
komendant. - Osobiście próbowałem go ująć, ale widocznie został ostrzeżony,
gdyż uciekł w dżunglę do Pirów, którzy uważają go za swego przyjaciela.
- I co będzie dalej? - zapytał Nowicki.
- A cóż ma być? - zdumiał się komendant. - Lima daleko, a mściwi Pirowie
bardzo blisko. Oprócz mnie na tym posterunku znajduje się jeszcze tylko
dwóch policjantów. Poza tym każdy hacjendero posiada indiańskich
niewolników. Gdy uzbrojone bandy poszukiwaczy kauczuku przybywają do
Contamany, zamykam się z moimi ludźmi na posterunku i cierpliwie czekamy,
dopóki nie odjadą.
- Faktycznie dość jasno naświetlił pan sytuację - z humorem rzekł Nowicki. -
Wobec tego sami jakoś damy sobie radę.
- Radzę zachowywać dużą ostrożność, zwłaszcza w Gran Pajonalu. Z
Kampami nie ma żartów.
- Wiemy o tym, proszę powiadomić prefekturę w Iquitos, że byliśmy u pana
na posterunku. Dzisiaj jeszcze odpływamy z Contamany.
Wyszli na ulicę. Razem z przyjaciółmi powrócili na statek. Właśnie kończono
uzupełnianie zapasu drewna opałowego. Wkrótce wypłynęli z Contamany.
Wieczorem odbyli długą naradę. Postanowili udać się do La Huairy mimo
ucieczki Vargasa. Stamtąd przecież Smuga wyruszył w Gran Pajonal. Mieli
jeszcze nadzieję, że zdołają uzyskać jakieś informacje od Pirów.
Mijały dnie... Co jakiś czas statek przybijał do brzegu dla zaopatrzenia się w
opał, po czym znów płynął dalej. Bezmierna dżungla rozpościerała się po
obydwóch stronach Ukajali, a drugi nie mniej gęsty las wysokich trzcin
schodził wprost w wodę. Czasem w wyrwach zieleni żółciły się łachy
piaskowe, na których wygrzewały się krokodyle. Kurki wodne, czaple,
rozmaite papugi i mnóstwo wszelkiego ptactwa miało tutaj swoje prawdziwe
królestwo. Coraz częściej na zachodnim horyzoncie pojawiały się pasma
niebotycznych Andów, które zwłaszcza w blasku zachodzącego słońca
tworzyły na tle białych chmur niezapomnianą panoramę.
Pewnego popołudnia uczestnicy wyprawy podziwiali z pokładu statku
wspaniały widok. Tomek jak urzeczony wpatrywał się w dal, aż w końcu rzekł:
- Tutaj można zrozumieć, dlaczego Peru często nazywane jest krajem złota i
słońca117.
- Masz rację, Tomku. Słońca tu nie brak, a jak dowiedziałem się z książki,
którą dałeś mi do przeczytania, Hiszpanie znaleźli duże ilości złota w Peru -
potwierdził Zbyszek.
- Właśnie żądza zdobycia złota i chciwość przywiodły Hiszpanów do
Ameryki Południowej - powiedział Tomek. - Niektórzy z nich pragnęli również
nawracać Indian na chrystianizm. Hiszpania potrzebowała wtedy złota, gdyż
długa wojna zubożyła kraj. Wielu Hiszpanów nigdy nie posiadało majątku lub
ziemi i tutaj pragnęli szybko się wzbogacić. Pustoszyli kraje Ameryki
Południowej, grabili i mordowali Indian. Portugalczycy również przybyli tu dla
tych samych powodów. Nie znalazłszy złota sprowadzali Murzynów z Afryki
jako niewolników do uprawy trzciny cukrowej, którą sprzedawali z wielkim
zyskiem. Inne kraje europejskie pozazdrościły Portugalii dochodów. Chciały
także zakładać w Ameryce Południowej plantacje, ale zostały wyparte przez
Hiszpanów i Portugalczyków.
Ameryka Łacińska długo była grabiona przez najeźdźców. Dopiero u schyłku
XVIII wieku rewolucje w Ameryce Północnej i we Francji zachęciły
mieszkańców kolonii w Ameryce Południowej do wywalczenia niepodległości.
Po długich wojnach posiadłości hiszpańskie i portugalskie rozbiły się na
poszczególne kraje.
117 Republika Peru – państwo na wybrzeżu Pacyfiku, obejmujące powierzchnię 1.285.215 km2. Wśród mieszkańców 8/10
stanowią Indianie Keczua (Quechua), Ajmarowie, Metysi i Kreole, a resztę: Murzyni, Mulaci, Chińczycy i inni. Hiszpański jest
urzędowym językiem, lecz większość Indian mówi rodzimymi językami keczua i ajmara. Najgęściej zaludnione jest środkowe i
północne Peru. Indianie zamieszkują głównie Andy i wschodnią część kraju. Stolicą jest Lima, głównym portem morskim jest
Callao, rzecznym zaś Iquitos. 60% ludności trudni się rolnictwem, leśnictwem i rybołówstwem. Sieć komunikacyjna bardzo
słabo rozbudowana; długość linii kolejowych wynosi 4200 km, a kołowych 50.671 km, w tym autostrada panamerykańska
3337 km. Peru jest najzasobniejszym w bogactwa mineralne państwem Ameryki Łacińskiej. Posiada: rudy miedzi, cynku,
ołowiu, antymonu, manganu, wolframu, molibdenu i rtęci, węgiel kamienny, sól kamienną, sole potasowe, guano, złoto i
srebro.
- Wiele czasu jeszcze minie, zanim zapanuje tu sprawiedliwość - odezwał się
kapitan Nowicki. - Sami przekonaliśmy się, że w Amazonii i nad Ukajali wciąż
panoszy się bezprawie.
- Tomek słusznie powiedział, że konkwistadorzy spustoszyli Amerykę
Południową - wtrąciła Natasza. - Słyszałam, że Inkowie mieli doskonale
zorganizowane swoje rozległe państwo.
- Nie chce mi się w to wierzyć, oni nawet nie znali koła - powiedział Nowicki.
- Niech pan nie będzie niedowiarkiem, kapitanie - zaoponowała Sally. -
Profesor na uniwersytecie niedawno opowiadał nam o kulturze Inków. Oni
byli doskonałymi inżynierami. Brukowali drogi, budowali w górach wiszące
mosty, a na zboczach tarasy, aby woda nie zmywała gleby. Wprowadzili także
system irygacyjny. Wprawdzie nie znali koła, lecz mimo to potrafili przenosić
dziesięciotonowe bloki kamienne do budowania świątyń i pałaców. Olbrzymie
bloki niczym nie były spajane, a jednak przylegały do siebie tak ściśle, że nie
można wcisnąć pomiędzy nie nawet ostrza noża. Budowle Inków przetrwały
częste tutaj trzęsienia ziemi, które obracają w gruzy domy budowane przez
współczesnych inżynierów. Inkowie pięknie zdobili ceramikę i wyrabiali ze
złota i srebra przedmioty o wysokiej wartości artystycznej. Nie znali pisma,
lecz wynaleźli sposób „zapisywania” liczb systemem dziesiętnym za pomocą
węzłów na sznurze.
- Słuchaj, Tomku, czy ta sikorka mówi prawdę? - nie dowierzał Nowicki.
- Czy zapomniałeś, że Sally studiuje archeologię? Muszę przyznać, że
doskonale zapamiętała wykład. Olbrzymie cesarstwo Inków sięgało od
północnego Ekwadoru aż do środkowego Chile. Głównymi ośrodkami były -
Quito w Ekwadorze i Cuzco w Peru. Inkowie podbili wiele plemion indiańskich.
Liczba ludności cesarstwa szacowana jest na szesnaście do trzydziestu
milionów. Rząd dyktował podwładnym, gdzie mają zamieszkać, co uprawiać,
jak długo pracować, i nawet decydował, kto z kim ma się ożenić. Cesarz był
wyłącznym właścicielem wszystkich dóbr, które rozdzielał między swych
podwładnych stosownie do ich potrzeb. Rozstrzygał spory, problemy życiowe i
żądał, aby go słuchali. Toteż gdy Hiszpanie zawojowali cesarstwo, ludzie byli
tak przyzwyczajeni do posłuszeństwa zwierzchności, że konkwistadorzy
wydali im się tylko nieco inną grupą władców.
- No i zeszli na psy, bo popadli w ciężką niewolę - dodał Nowicki.
- Masz rację, wprawdzie Inkowie również trzymali swych poddanych żelazną
ręką, ale przynajmniej troszczyli się o ich potrzeby i bronili przed obcymi.
Natomiast Hiszpanie zabijali, grabili i wywozili wszystko, co miało dla nich
jakąkolwiek wartość.
- Ciekaw jestem, czy Inkowie zdołali ukryć przed Hiszpanami choćby część
swoich skarbów?
- Myślę, że na pewno tak uczynili - wtrącił Zbyszek. - W tych potężnych
górach mogli znaleźć doskonałe kryjówki.
- Kto wie? Tyle tu jeszcze okolic nie zbadanych - zastanawiał się Tomek.
- Co byśmy zrobili, gdybyśmy teraz znaleźli ukryte skarby? - zażartowała
Natasza. - Ja na przykład zaraz wstąpiłabym w Paryżu na studia medyczne,
które byłam zmuszona przerwać w Moskwie.
- Ja natomiast zorganizowałabym wyprawę archeologiczną do Egiptu lub na
Bliski Wschód - powiedziała Sally. - A ty Tommy? Nie mów nic, już wiem!
Urządziłbyś wielki ogród zoologiczny w Warszawie, a może i muzeum
etnograficzne.
- Świetny pomysł, zapamiętam go sobie - wesoło zawtórował Tomek. - A ty
Tadku?
- Ja? Powiedziałem już, że nie jestem stworzony do bogactwa. Rozdałbym
swoją część między was i miałbym spokój.
- Wiem, co bym zrobił! - zawołał Zbyszek. - Kupiłbym nad Ukajali szmat
uroczej ziemi i założyłbym kolonię dla politycznych uciekinierów z Polski.
Nazwałbym ją „Nowa Warszawa”. Co myślicie o tym118?
- Wpisz mnie na listę kolonistów - rzekł rozweselony Nowicki. - Zorganizuję
ci kompanię żeglugową, która połączy twoją kolonię z Iquitos.
- Będziemy do was stale przyjeżdżali - dodała Sally. - Ojca wybierzemy na
zarządcę kolonii.
- Teraz pozostało nam tylko znaleźć skarby Inków - zakończył Tomek
żartobliwe projekty.
Dziesiątego dnia żeglugi ukazały się na rzece tratwy z drzew cedrowych i
mahoniowych, spławianych do dalekiego Iquitos. Flisakami byli Czamowie.
Obok szałasów z liści palmowych niektórzy z nich gotowali ryby i piekli
banany. Ognisko rozpalone na polepie ubitej gliny tworzyły trzy grube polana,
ułożone w kształcie trzyramiennej gwiazdy, płonące tylko na stykających się
końcach. Po ugotowaniu strawy flisacy nieco rozsuwali polana, które potem
tliły się przez długi czas.
Uczestnicy wyprawy z wielkim zaciekawieniem spoglądali ze statku na
flisaków. Najdalej za dwa lub trzy dni mieli już znaleźć się w La Huairze.
118 Pomysł Zbyszka nie był całkowicie nierealny. W latach 1928-33 małopolscy ziemianie propagowali stworzenie polskiego
osadnictwa nad Ukajali. Osiedlony w Paranie Kazimierz Warchałowski uzyskał w 1927 r. koncesję od rządu peruwiańskiego
na założenie polskiej kolonii w okolicach rzeki Aguatii. Warchałowski stworzył Spółdzielnię Osadniczą „Kolonia Polska”, a
pierwsza osada miała powstać w Pualpie. Jednocześnie Polsko-Amerykański Syndykat Kolonizacyjny, zorganizowany we
Lwowie, również otrzymał w 1928 r. koncesję w Cepie nad rzeką Urubambą. Rząd polski wysłał do Peru ekspedycję
badawczą. Pozytywną w ogólnych zarysach ocenę ekspedycji podważył jeden z jej uczestników i znawców - Mieczysław
Lepecki. Rząd polski wycofał się z finansowania i opieki nad kolonią. Ziemiaństwo małopolskie przejęło inicjatywę. Za zgodą
Urzędu Emigracyjnego wyjechało z Polski 7 lub 8 grup emigrantów, w łącznej liczbie około stu kilkudziesięciu osób. Brak
opieki i pomocy finansowej rządu polskiego, zły dobór kandydatów na osadników (w pierwszym dziewięcioosobowym
transporcie znajdował się tylko jeden rolnik), a także odległość 1700 km, która oddzielała tereny kolonii od najbliższego
miasta – Iquitos, skazały całą akcję osiedleńczą na niepowodzenie. Kolonie polskie w Peru przetrwały zaledwie 4 lata, po czym
zbuntowani osadnicy siłą opanowali statek, który raz w miesiącu przypływał na Ukajali po kauczuk, i z bronią w ręku
wylądowali w Iquitos. Interwencja rządu peruwiańskiego w Warszawie sprawiła, że rząd polski postanowił ewakuować
niefortunnych osadników. Część z nich, nie chcąc wracać do Polski, wyemigrowała do Brazylii i osiedliła się w Osadzie Aguila
Blanca (Orzeł Biały) w stanie Espirito Santo, a część wywędrowała do Parany.
Bezpośrednie zetknięcie się z pierwotnymi mieszkańcami tych okolic było
nieuniknione.
Widok okolicy ulegał zmianie. Z każdym dniem żeglugi w górę Ukajali brzegi
rzeki stawały się coraz wyższe, woda coraz rzadziej wdzierała się w ląd.
Łańcuchy potężnych gór przybliżały się do rzeki. Ożywczy chłód płynący od
nich sprawiał, że upał w czasie dnia był znośniejszy, a noce chłodne.
Statek minął ujście Pachitei do Ukajali, potem przepłynął obok małej osady,
Masisea, skąd ścieżki karawanowe przez Andy wiodły w kierunku Limy.
Musisea była również umowną granicą pomiędzy dolną i górną Ukajali. Stąd na
lewym brzegu, aż do niebotycznych gór rozciągał się Gran Pajonal
zamieszkiwany przez Kampów, zaś na przeciwległym brzegu leżała kraina
Pirów. Olbrzymia skała daleko wysunięta w rzekę zdawała się zagradzać drogę
do królestwa Indian. Spieniony nurt groził zdradliwym wirem, bryzgał białą
pianą.
Był to już czternasty dzień od chwili, gdy statek opuścił Iquitos. Obecnie
dopływał do miejsca, gdzie Urubambą łączyła swe wody z rzeką Apurimac119 i
zlewisko obydwóch rzek tworzyło Ukajali, główny dopływ Amazonki. Właśnie
w pobliżu owego zlewiska, na wysokim brzegu Urubamby leżała La Huaira,
główna kwatera osławionego Vargasa120.
Około południa statek przybił do brzegu. Uczestnicy wyprawy pomagali w
wyładowywaniu bagaży i ciekawie zerkali w kierunku osady. Nie wyglądała
ona zbyt imponująco. Wśród bananowców stały rzędami przewiewne chatynki
bez bocznych ścian, jedynie od góry osłonięte dachami z liści palmowych.
Kapitan statku wskazał białym podróżnikom dom Vargasa, który wyróżniał się
tylko większymi rozmiarami.
- Nie ucieszyli się naszym przyjazdem - rzekł Nowicki do Tomka, obserwując
gromadę nagich dzieciaków, przyglądających się z daleka.
- Starsi ukryli się przed nami, jeszcze nie wiedzą, kto przyjechał - odparł
Tomek. - Zachowują ostrożność.
- Nic dziwnego, skoro Vargasowi grozi aresztowanie... - mruknął kapitan
Nowicki.
- Któż tego tutaj dokona? Moim zdaniem nic mu nie grozi ze strony władz.
Prędzej jakiś oszukany wspólnik może pchnąć go nożem.
- Kapitan poszedł do wioski na wywiad. Znają go, może się ośmielą.
- Masz rację, już wraca z Pirami. Będziemy mogli pogadać z nimi.
Wkrótce nadszedł kapitan statku w otoczeniu gromady mężczyzn i kobiet.
Mężczyźni o mongolskich rysach twarzy, dobrze zbudowani, ubrani byli w
przykrótkie spodnie, inni tylko w opaski biodrowe. Kobiety nosiły jedynie
119 Rzeka Apurimac wypływa z jeziora Villafro w Andach; na krótkich odcinkach w dolnym biegu przybiera nazwy: Perene i
Tambo.
120 Ziemie, na których leżała osada Pancho Vargasa, rząd peruwiański w roku 1927-28 przydzielił polskim koncesjonariuszom
na założenie kolonii.
krótkie spódniczki sięgające powyżej kolan. Nędzny wygląd kobiet wskazywał,
że wykonywały wszystkie najcięższe prace.
- Vargasa nie ma w wiosce, nie wiadomo też, kiedy wróci - zawołał kapitan
podchodząc do podróżników. - Wyjaśniłem Pirom, że nie należycie do policji,
więc przyszli pogadać.
Tomek przede wszystkim rozdał kobietom po sznurku szklanych korali, a
dzieciom o wzdętych brzuchach trochę cukierków. Nowicki natychmiast
poczęstował mężczyzn tytoniem. Dzięki temu pierwsze lody od razu zostały
przełamane. Indianki wyrażały swe zadowolenie piskliwymi głosami, co wśród
nich uchodziło za szczyt dobrego wychowania.
Kapitan statku miał odpłynąć natychmiast po wyładowaniu bagaży
wyprawy. Spieszył do obozów zbieraczy kauczuku w górze Urubamby.
Serdecznie żegnał się z białymi pasażerami.
- Nie ufajcie tu nikomu - mówił właśnie do Tomka i Nowickiego. - Dziki to
kraj, a Indianie nienawidzą białych. Poszukiwacze kauczuku dali się im dobrze
we znaki. Być może w górze rzeki w wioskach Pirów spotkam Pancho Vargasa.
Czy mam mu coś powiedzieć od was?
- Mamy do niego list od jego dobrego znajomego z Manaos senhora Pedra
Alvareza. Niech go pan o tym poinformuje. Wtedy może nie będzie nam
bruździł - odparł Tomek.
- Dobrze, powiem mu o tym. Szepnąłem Pirom, że przybędzie tu duża
wyprawa. Nie zaszkodzi trzymać ich w szachu.
- Bardzo dziękujemy, właśnie to samo mieliśmy zamiar uczynić - powiedział
Nowicki. - Niech to rekin połknie, więcej tu bab niż mężczyzn!
- Pirowie uprawiają wielożeństwo. Im któryś z nich posiada więcej żon, tym
większym cieszy się szacunkiem - wyjaśnił kapitan. - Mniej więcej za miesiąc
będę powracał tędy do Iquitos. Zapytam o was. Możecie zostawić dla mnie
wiadomość.
- Pozostawimy list, w którym napiszemy, co zamierzamy uczynić -
odpowiedział Tomek.
Statek odpłynął niebawem. Zbyszek Karski, tak jak podczas wyprawy do
Nowej Gwinei, objął funkcję intendenta wyprawy. Teraz pod jego
kierownictwem Cubeowie rozbijali obóz. Sally i Natasza zajęły się
przygotowaniem posiłku, podczas gdy Tomek z Nowickim udali się do osiedla
Pirów. Zamierzali odszukać rodziny Indian, którzy przepadli w Gran Pajonalu
towarzysząc Cabralowi, Josemu i Smudze.
Tomek nie skąpił tytoniu oraz drobnych upominków, toteż wkrótce Pirom
rozwiązały się języki. Większość mieszkańców La Huairy pamiętała Smugę.
Uważali, że postąpił nierozważnie zapuszczając się na tereny zamieszkane
przez wolnych Kampów.
Kuraka, czyli naczelnik Indian, który zarządzał wioską podczas nieobecności
Vargasa, pochylił się do białych i mówił:
- Źle zrobił, sam przepadł i zgubił innych. Stamtąd nikt nie powróci, tam
mieszkają Indios bravos121.
- Słyszałem, że Pirowie na ogół żyją w przyjaźni z Kampami - wtrącił Tomek.
- Indianie bravos uważają za zdrajców wszystkich Indian, którzy przyjaźnią
się z białymi - wyjaśnił kuraka. - Ten biały nie był zbyt rozsądny, nawet nie
miał żon.
- Ciekaw jestem, ile ty masz żon? - zagadnął Nowicki.
Kuraka zaraz posmutniał.
- Trzy - odparł markotny. - U nas bieda... Inni mają tylko jedną albo dwie. Wy
też nie jesteście bogaci. Zauważyłem u was tylko dwie kobiety. Czyje one są?
- Jedna jest moją żoną, a druga mego brata - powiedział Tomek.
- A ty, ile posiadasz żon? - zwrócił się kuraka do Nowickiego.
- Tyle, ile posiadasz palców u obydwóch rąk i u jednej nogi - poważnie
powiedział kapitan Nowicki, nieznacznie mrugając do przyjaciela.
- Naprawdę?! - zdumiał się kuraka. - A gdzie one są?
- Pozostawiłem je w domu, żeby pracowały. Przygotują całe góry jedzenia.
Gdy wrócę, będę tylko leżał w hamaku i jadł.
Wyraz podziwu i zazdrości odmalował się w oczach kuraki.
- Tyle żon kosztuje dużo... - szepnął.
- Damy ci różnych rzeczy dla twoich żon, a może nawet dokupisz sobie
jeszcze jedną - zaproponował kapitan Nowicki.
- A co żądacie w zamian? - zaciekawił się kuraka.
- Nic, prawie nic... Wskażesz nam tylko tych, których ojcowie lub synowie
poszli z tamtymi w Gran Pajonal i przepadli - wyjaśnił Tomek.
- Naprawdę nic więcej nie chcecie?
- Tak, powiesz im również, żeby mówili nam prawdę.
- Dobrze, zrobię to.
Do wieczora obydwaj przyjaciele odbyli wiele długich rozmów. Każda z nich
kończyła się wręczeniem mniej lub bardziej kosztownego podarku, w
zależności od wagi przekazanych informacji. Jak wynikało z relacji Pirów,
przewodnik z plemienia Kampów, który sam zaofiarował Smudze swe usługi,
odegrał bardzo podejrzaną rolę. On to właśnie miał doradzić Cabralowi i
Josemu, aby skryli się w Gran Pajonalu i wskazał im drogę do ruin
starożytnego miasta w niedostępnych górach. Potem zapewne w tym samym
kierunku poprowadził Smugę.
Wielu Pirów zapuszczało się z Vargasem w Gran Pajonal po niewolników.
Tomek i Nowicki rozpytywali ich o starożytne miasto. Prawie wszyscy słyszeli
o istnieniu jakichś ruin w górach. Punkty orientacyjne miały stanowić marcas,
czyli odpowiednio oznaczone głazy. Jeden z Pirów widział je na stepie podczas
121 Indios bravos – dzicy Indianie, czyli tacy, którzy nie chcą współżyć z białymi.
wyprawy do Gran Pajonalu. Na piasku kreślił drogę do nich. Tomek skopiował
marszrutę w notesie, a następnie zapytał:
- Skoro znacie drogę, to dlaczego nie odszukaliście tego miasta?
- Nikt tam nie dojdzie - szepnął Indianin, trwożliwie rozglądając się, czy ktoś
nie podsłuchuje.
- Dlaczego?! - podchwycił Tomek.
- Na zachód od znaków znajduje się straszny las. To las śmierci. Każdy w nim
umrze. Powiedziałem ci o nim, ale nie chodź tam, zginiecie wszyscy.
- Któż broni przejścia przez las?
- Indios bravos, Kampowie... - jeszcze ciszej dodał Indianin. - Kiedyś dwóch
białych chciało zobaczyć to miasto. Jeden zabrał nawet dużo ludzi
uzbrojonych. Nikt z nich nie wrócił.
     
 
what is notes.io
 

Notes is a web-based application for online taking notes. You can take your notes and share with others people. If you like taking long notes, notes.io is designed for you. To date, over 8,000,000,000+ notes created and continuing...

With notes.io;

  • * You can take a note from anywhere and any device with internet connection.
  • * You can share the notes in social platforms (YouTube, Facebook, Twitter, instagram etc.).
  • * You can quickly share your contents without website, blog and e-mail.
  • * You don't need to create any Account to share a note. As you wish you can use quick, easy and best shortened notes with sms, websites, e-mail, or messaging services (WhatsApp, iMessage, Telegram, Signal).
  • * Notes.io has fabulous infrastructure design for a short link and allows you to share the note as an easy and understandable link.

Fast: Notes.io is built for speed and performance. You can take a notes quickly and browse your archive.

Easy: Notes.io doesn’t require installation. Just write and share note!

Short: Notes.io’s url just 8 character. You’ll get shorten link of your note when you want to share. (Ex: notes.io/q )

Free: Notes.io works for 14 years and has been free since the day it was started.


You immediately create your first note and start sharing with the ones you wish. If you want to contact us, you can use the following communication channels;


Email: [email protected]

Twitter: http://twitter.com/notesio

Instagram: http://instagram.com/notes.io

Facebook: http://facebook.com/notesio



Regards;
Notes.io Team

     
 
Shortened Note Link
 
 
Looding Image
 
     
 
Long File
 
 

For written notes was greater than 18KB Unable to shorten.

To be smaller than 18KB, please organize your notes, or sign in.