NotesWhat is notes.io?

Notes brand slogan

Notes - notes.io

ROZDZIAŁ XXII

KRWAWA OFIARA
Była noc. Tomek siedział na macie rozłożonej pod otworem okiennym i
przygnębiony spoglądał w niebo. Czarne chmury dymu rozbłyskiwały ogniem.
Głuche, przeciągłe grzmoty odzywały się coraz częściej.
Zanim zapadł wieczór, Tomek przyjrzał się przez okno głównej kwaterze
wojowniczych Kampów. Niewielkie miasteczko było niezdobytą twierdzą.
Leżało na wysokiej platformie skalnej, półkoliście obramowanej przez
pionową ścianę potężnej góry. Większość kamiennych domów bezpośrednio
przylegała do potężnego skalnego zbocza.
Tomek doskonale wyczuwał obawy nurtujące towarzyszy wyprawy.
Wiedzieli, że znajdują się w niezwykle niebezpiecznej sytuacji. Sam Smuga
ostrzegł ich, że igrają ze śmiercią. Mimo to nie żałował ryzykownego
przedsięwzięcia, jakim okazała się wyprawa ratunkowa do Gran Pajonalu.
Przecież odnaleźli Smugę... Czuł jednak, że zabranie kobiet było wielkim
błędem. O nie też tylko obawiał się teraz.
Nagle Dingo uniósł łeb, nadstawił uszu. Potem podniósł się i cicho zaskomlał.
- Spokój, Dingo... - szepnął Tomek.
Mata zasłaniająca otwór drzwiowy uchyliła się, w mdłym świetle kaganka
płonącego na korytarzu zarysowała się ciemna sylwetka. Tomek powstał,
przytrzymał Dinga za obrożę. Wiedział, że to Smuga nareszcie przyszedł do
nich, gdyż uradowany pies wyrywał się do niego.
Smuga zasłonił matę.
- Tutaj jestem... - cicho odezwał się Tomek.
Smuga długo trzymał go w swych ramionach. Tomek z trudem opanowywał
wzruszenie, łzy radości cisnęły mu się do oczu.
- Bałem się, kochany chłopcze, że będziesz mnie szukał - szepnął Smuga. -
Choć bardzo źle z nami, cieszę się, że pamiętałeś o mnie. Tylko taki niezwykły
chłopak, jak ty, mógł trafić tutaj.
- Nowicki, Sally, wszyscy, którzy ze mną przybyli, pragnęli pana odnaleźć -
odparł Tomek.
- Wiem, tylko prawdziwi przyjaciele mogli zaryzykować swe życie dla mnie.
Czy oni śpią?
- Śpią...
- Tomku, muszę z tobą porozmawiać, ale nie tutaj. Czas nagli... zbudź
Nowickiego! Inni niech nic nie wiedzą...
Tomek zniknął w drugiej komnacie. Smuga przyklęknął przy poczciwym
Dingu. Przytulił jego głowę do swej piersi. Po kilku chwilach Nowicki uścisnął
Smugę.
- Ma nasz chłopak łepetynę, co? - mruknął wzruszony. - Byłem pewny, że
doprowadzi nas do pana! No, i jesteśmy razem! Zdaje mi się jednak, że musimy
rozwijać żagle póki czas.
- Nie mylisz się, kapitanie - odparł Smuga. - Czy macie broń?
- Zabrali nam nawet noże.
- Przyniosłem rewolwer, trochę nabojów i nóż. Masz tu także noże dla
Haboku i jego ludzi. Dobrze ukryjcie. Teraz zabieram Tomka, a ty czuwaj,
dopóki nie wróci. Do rana nic wam nie grozi.
- Czy planuje pan ucieczkę?
- Tak, ale jeszcze muszę naradzić się z Tomkiem. On wszystko ci powtórzy.
- Idźcie i radźcie, będę czuwał!
- Musimy jakoś przemknąć się przez korytarz. Nikt nie powinien zobaczyć
nas razem. Zdejmij buty, Tomku!
Smuga uchylił maty i wyjrzał.
- Nie ma nikogo, chodź! - szepnął.
Bez przeszkód dotarli do końca korytarza, a potem zeszli po kamiennych
schodach na półpiętro. Tutaj Smuga przystanął przed ścianą, na której
widniały rzeźby głów różnych zwierząt. Oparł dłonie na głowie jaguara, po
czym przekręcił ją w odwrotne położenie. Następnie pchnął ścianę. Ku
zdumieniu Tomka część muru ustąpiła. Smuga wśliznął się w otwór i pociągnął
Tomka za sobą. Znaleźli się na wąskich kamiennych schodach. Smuga najpierw
zamknął ukryte przejście. W potajemnym korytarzyku płonął kaganek.
- Tutaj nikt nas nie znajdzie - szepnął. - Widzisz, głowa jaguara porusza
dźwignię umieszczoną po drugiej stronie muru, która unosi listwę ryglującą
ukryte drzwi. Gdy teraz opuszczam listwę na dawne miejsce, głowa jaguara
automatycznie powraca do swego pierwotnego położenia.
Smuga ujął kaganek i poprowadził Tomka wąskimi schodami. Kończyły się
one w dolnym korytarzu. Po kilkunastu krokach przystanął. Przysunął
kaganek do ściany, oświetlając mechanizm zamykający ukryte przejście.
- Za tą ścianą znajduje się moje mieszkanie lub krócej mówiąc, więzienie -
odezwał się. - Na szczęście Kampowie nie znają tych tajemnych przejść. Sam je
odkryłem. Miałem na to dość czasu, stale mnie przecież nie pilnowano. Dobrze
przyjrzyj się mechanizmowi i zapamiętaj, że porusza go głowa jaguara. Jutro
przed południem zostaniecie uwięzieni... w moim pokoju.
- Uwięzieni?
- Tak, Tomku! Nie traćmy czasu, chodź ze mną!
Znów poprowadził krętymi, kamiennymi schodami. Wkrótce znaleźli się w
naturalnej grocie.
- Teraz słuchaj uważnie i wszystko zapamiętaj - powiedział Smuga. - Na
ścianach są wyryte trzy symbole słońca. Lewy otwiera przejście do grobowca i
skarbca Inków. Środkowy kryje drogę podziemną poza obręb miasta. Prawy
natomiast prowadzi do pieczary pod występem skalnym, z którego zrzucano w
przepaść dziewczęta na ofiarę bogom.
Tomek niedowierzająco spoglądał na Smugę.
- Niech mnie pan uszczypnie, żebym był pewny, że to wszystko nie jest tylko
snem - odezwał się po chwili.
- Wolałbym, aby tak było... - odparł Smuga. - Budowniczowie z czasów Inków
posiadali wyobraźnię, rozmach i niezwykłą cierpliwość. Czy zdajesz sobie
sprawę, ile czasu pochłonęło wykucie tego miasta w skale? A tajemne przejścia
otwierane ukrytymi mechanizmami i drogi podziemne? Myślę, że tutaj właśnie
Inkowie ukryli część swoich skarbów przed chciwymi Hiszpanami. Zaraz je
ujrzysz.
Podszedł do skalnej ściany, przesunął rzeźbę symbolizującą słońce; po chwili
wprowadził Tomka do podziemnej sali. Wzdłuż jednej ściany stały olbrzymie
sarkofagi ulepione z gliny i żwiru, a z zewnętrznej strony obłożone
bazaltowymi płytami. Każdy z nich posiadał wąski otwór.
- Oto staroperuwiańskie chulpas, czyli grobowce - rzekł Smuga oświetlając
kagankiem bazaltowe sarkofagi. - Zwróć uwagę, że wejścia do grobowców
zwrócone są na wschód, aby promienie wschodzącego słońca mogły
przeniknąć do wnętrza. Inkowie czcili Słońce, Inti, które uważali za boskiego
przodka swej dynastii. Zajrzyj do grobowców! Ujrzysz w nich mumie ludzi,
którzy przed setkami lat władali tą rozległą i surową krainą.
Tomek wziął z rąk przyjaciela kaganek; z trudem wcisnął się w wąską
szczelinę. Wnętrze grobowca miało kształt półokrągły i pomalowane było
jasną farbą. W głębi siedziała w kucki mumia spowita w miękko wyprawione
skóry lam, na które dopiero nałożono odświętne szaty. Na skórze zakrywającej
twarz wymalowano oczy i usta. Jak wskazywały starannie uczesane i splecione
długie, brązowe włosy, była to mumia kobiety. Zgodnie z modą elegantek
peruwiańskich nogi od kostek do kolana były pomalowane czerwoną farbą.
Obok mumii znajdowały się naczyńka z pudrem, czernidłem i pachnidłami,
lustro z polerowanego kamienia, kolczyki, grzebienie oraz szczątki ubiorów i
naczynia zjedzeniem, które miały służyć zmarłej w jej życiu pozagrobowym. W
grobowcach mężczyzn leżała broń i ozdoby, natomiast obok dzieci ich
zabawki.
Tomek onieśmielony przerwał zaglądanie do grobowców.
- No cóż? Przyjrzałeś się? - zagadnął Smuga.
- Tak, mumie doskonale zachowane. To zapewne dzięki suchemu, górskiemu
powietrzu.
- Masz rację. Peruwiańczycy zazwyczaj zamurowywali wejście do chulpy.
Tutaj jednak nie musieli tego czynić. Chodź, pokażę ci skarbiec.
Weszli do sąsiedniej sali. Smuga przyświecał kagankiem. Tomek w
osłupieniu spoglądał na szczerozłote i srebrne posągi bogów i królów, symbole
Inti wysadzane drogocennymi kamieniami, naczynia, tarcze, misy napełnione
złotym piaskiem i perłami. Po długiej chwili odwrócił się do Smugi.
- A więc odkrył pan bonanzę131! - rzekł podniecony. - To pewno część
skarbów, którymi Atahualpa132 chciał okupić swe życie
- Ocalenie części skarbów kosztowało Inków oraz ich poddanych całe morze
krwi. Gdyby teraz biali dowiedzieli się o tym złocie, kraina wolnych Kampów
znów obficie spłynęłaby krwią - odparł Smuga, uważnie obserwując młodego
przyjaciela.
- Jestem tego pewny! Chodźmy stąd, na tych skarbach ciąży klątwa
podstępnie wymordowanych Indian. Nie mówmy o tym odkryciu nikomu,
nawet naszym najbliższym.
- Cieszę się, Tomku, że propozycja ta wyszła od ciebie. My dwaj na pewno
dochowamy tajemnicy. Chodźmy, mało już zostało nam czasu, a mamy jeszcze
tyle do omówienia.
Smuga starannie zamknął wejście do grobowca, a potem otworzył prawe,
tajemne przejście. Znaleźli się w niezbyt wielkiej pieczarze, której otwarty
wylot leżał wprost pod ostrym występem skalnym.
W samym wylocie pieczary stały dwa szeroko rozstawione drewniane słupy.
Pomiędzy nimi, nisko nad kamienną posadzką, zwisała duża owalna rama z
bambusu, wypleciona w środku siatką z lian.
W pieczarze było dość widno, bowiem srebrzysta poświata księżycowa i
krwawe błyski ognia z wulkanu oświetlały ją dostatecznie. Smuga postawił
kaganek na posadzce, a potem poprowadził młodego przyjaciela do samego
wylotu pieczary.
- Cóż to za dziwaczne urządzenie? - zapytał Tomek, przyglądając się
wyplecionej lianami ramie.
- Wspomniałem ci, że pieczara ta znajduje się bezpośrednio pod występem
skalnym, z którego strącano w przepaść ludzi jako ofiary na cześć bogom -
odparł Smuga. - Otóż ofiarami były przeważnie młode dziewczęta, czasem
córki wodzów, dostojników państwowych, a nawet władców. Przebiegli
kapłani widocznie nie obawiali się zbytnio gniewu swych bogów, gdyż
wynaleźli urządzenie, dzięki któremu czasem mogli ocalić od śmierci niektóre
131 Bonanza (hiszp.) – skarb, niespodziewany dopływ bogactwa, a w przenośni szczęśliwy los, określenie czegoś, co przynosi
zysk, dochód. Wyraz ten pojawił się w Stanach Zjednoczonych w czasie gorączki złota.
132 Atahualpa (1500-1533) – ostatni władca Inków, podstępnie uwięziony w Cajamarca przez wodza hiszpańskich
konkwistadorów. F. Pizarro, łamiąc własne przyrzeczenie polecił stracić Atahualpę, mimo złożonego dużego okupu. Na wieść
o śmierci władcy Indianie wstrzymali składanie Hiszpanom złota i część skarbów ukryli.
ofiary.
- Już domyślam się, jak to robili - powiedział Tomek. - Wysuwali tę sieć, a gdy
dziewczyna w nią wpadła, wciągali do pieczary.
- Tak właśnie czynili, później zaś oznajmiali ludowi, że bogowie przebłagani
ich modłami zwrócili ofiarę.
Tomek pochylił się nad siecią. Liany, z których ją wypleciono, były świeże i
elastyczne. Potem wysunął ramę daleko nad przepaść. Urządzenie działało bez
zarzutu.
- Dziwne, że urządzenie to przetrwało w tak doskonałym stanie tyle czasu -
rzekł spoglądając na przyjaciela.
- To ja założyłem nowe wiązania i sieć - wyjaśnił Smuga.
Tomek jeszcze bardziej przybliżył się do Smugi.
- W jakim celu pan mnie tu przyprowadził? Po co pan mi to wszystko mówi?
- zapytał jakby nie swoim głosem.
- Pragnę za wszelką cenę uratować twoją żonę i Nataszę. Przed moim
przyjściem do was rada wodzów postanowiła ułagodzić gniew bogów,
składając ofiarę z dwóch białych kobiet. Gdyby nie ten przeklęty wulkan, może
by do tego nie doszło. Byłeś w ruinach miasta w dolinie. Jak głosi legenda,
zostało ono zniszczone przez trzęsienie ziemi, któremu towarzyszyły wybuchy
wulkanu. Obecnie wulkan znów grzmi i dymi. Kampowie są przekonani, że
wdzierając się do ich krain obraziliście bogów. Tak podszepnął radzie wodzów
jeden z czarowników.
- Więc oni chcą strącić z tej skały Sally i Natkę?! - zapytał Tomek poruszony
do głębi. - A co z Marą, żoną Haboku?!
- Właśnie miałem zapytać cię o tę Indiankę. Więc to żona tego dzielnego
Haboku? Jej nic nie grozi. Ofiarą dla przebłagania bogów mają być tylko dwie
białe kobiety. Mężczyźni natomiast, jeśli zgodzą się walczyć w szeregach
Kampów, mogą ocalić swoje życie.
- Czy nie można ich odwieść od tego okrucieństwa? Może ja i Nowicki
moglibyśmy zastąpić kobiety?
- Nie, one nie są im potrzebne tak, jak wy! Wasza odwaga podczas bitwy
zjednała wam ich uznanie. Muszę zachować pozory lojalności wobec tego
wyroku. Dzisiaj przed południem wszyscy, z wyjątkiem Sally i Nataszy,
zostaniecie uwięzieni w moim mieszkaniu. Gdy słońce stanie w zenicie, nastąpi
złożenie ofiary. Rozpoczną się modły i tańce; wtedy otworzysz ukryte przejście
i sprowadzisz swoich do pieczary. Nie zapomnij tylko zamknąć rygla, gdy
opuścicie moje mieszkanie. Z Nowickim przyjdziesz tutaj i będziecie czekali.
Musisz umówić się z Sally i Nataszą, aby każda z nich krzyknęła, przed samym
rzuceniem się w przepaść. Gdy usłyszycie krzyk, natychmiast wysuniecie sieć.
- Czy to nie będzie za późno?
- Na pewno nie.
- A cóż mamy uczynić później?
- Umkniecie podziemnym korytarzem poza obręb miasta. W pieczarze
przygotowałem dla was kuźmy. Zarzucicie je na swe ubrania. Są tam również
dwa karabiny, rewolwer, amunicja, dwa łuki ze strzałami i trzy noże.
Uzbierałem trochę żywności, lecz starczy jej najwyżej na dzień lub dwa. Potem
musicie coś ustrzelić z łuku. Z bronią palną bądźcie ostrożni. Echo roznosi huk
po górach.
- Dlaczego pan tak mówi, jakby pan wcale nie miał zamiaru z nami uciekać?!
- Słuchaj, drogi chłopcze, w tej chwili czynię wszystko, co tylko w mej mocy,
aby ocalić wasze życie. Gdybym umknął z wami, Kampowie podnieśliby na
nogi wszystkie okoliczne, sprzymierzone plemiona wolnych Indian.
Schwytaliby nas w przeciągu jednego dnia. A wtedy... już nie byłoby dla nikogo
ocalenia. Jestem ich swego rodzaju maskotką-wodzem. Już kilkakrotnie
dowodziłem nimi przeciwko Kaszybom i Amahuakom, z którymi są w
ustawicznej wojnie.
- Zabiją pana, gdy stwierdzą, że uciekliśmy!
- Nie przerywaj mi, Tomku. Jako wódz biorę udział w składaniu ofiary.
Dopilnuję, aby nie pomieszali wam szyków. Przez cały czas będę przy Sally i
Nataszy. Potem, gdy was nie zastaniemy, powiem, że zostaliście porwani przez
złe duchy.
- Przecież nie uwierzą w to!
- Jestem innego zdania. To duże, naiwne dzieci. W życiu codziennym nawet
pogodni i weseli. Za to czarów i czarowników boją się jak ognia. Chyba tylko
Kampowie zachowali jeszcze dawną religię Inków, czyli wiarę w Słońce.
Nienawidzą białych ludzi, a wobec wrogów są bezwzględni i okrutni. Mnie
sami tutaj sprowadzili i chociaż jestem ich więźniem, to przecież krzywdy mi
nie robią. Mam nawet pewien wpływ na nich. Myślę, że po waszej ucieczce
dam sobie jakoś radę.
- Czy pan zamierza tu pozostać na zawsze?!
- Ależ skąd! Jeśli nie schwytają was, później spróbuję umknąć. Sam już
wcześniej się do tego przygotowywałem. Czy masz przy sobie mapę?
Tomek wyjął mapę Ameryki Południowej i szkic zrobiony przez siebie.
Usiedli na ziemi przy kaganku. Smuga z zainteresowaniem przyjrzał się
szkicowi.
- Twoja mapa jest naprawdę doskonała - pochwalił. - Uważnie rozglądałem
się podczas pościgu po Gran Pajonalu. Teraz słuchaj uważnie, powiem ci,
dokąd macie uciekać. Na Pachitei można czasem napotkać statki płynące do
Limy, ale to dla was zbyt daleka droga. Znajdujemy się obecnie mniej więcej w
tej okolicy Andów. Jeśli pójdziecie na południowy wschód, to w przeciągu kilku
dni dotrzecie do Perene, skąd już przez Tarmę prowadzi droga kołowa do
Oroyi. Stamtąd pojedziecie koleją do Limy133. Miałem kiedyś w Limie dobrego
znajomego. Nazywa się Habich134, jest tam profesorem, spróbuj go odnaleźć.
- A w którą stronę pan zamierza uciekać?
- Nie należy powtarzać tej samej sztuczki dwa razy. Jeśli mi się poszczęści,
będę umykał wprost na południe ku granicy boliwijskiej.
- To niebezpieczna przeprawa dla jednego człowieka. Odprowadzę kobiety
do miasta i natychmiast wyruszam z odsieczą dla pana. Zaopatrzeni w żywność
i broń, tutaj będziemy czekali - mówiąc to nakreślił znak na mapie. - Pójdzie ze
mną kapitan Nowicki, Zbyszek a także Haboku ze swymi ludźmi.
- Czy naprawdę masz zamiar to uczynić?
- Zrobię to, jak mnie pan tu widzi! - stanowczo odparł Tomek. - Będziemy
czekali w pobliżu granicy boliwijskiej, choćby do końca życia. Tylko ze względu
na Sally i Nataszę odejdę stąd bez pana.
Smuga w milczeniu coś rozważał, potem przyjrzał się mapie.
- Cóż, skoro tak postanowiłeś, daję ci dwa miesiące na odprowadzenie kobiet
do Limy. Potem przybądź z wyprawą gdzieś w te okolice i czekajcie na mnie.
Będę szedł tędy. - Smuga kreślił znaki i linie na mapie, a następnie przenosił je
na szkic zrobiony przez Tomka. - Jeśli nie schwytają was i nie przyprowadzą z
powrotem, spróbuję umknąć równo w sześćdziesiąt dni po was.
- Rozumiem. Co trzeci dzień, zaraz po zachodzie słońca, będę nadawał znaki
ogniowe z jakiejś wysokiej góry.
- No, Tomku, wkrótce świt, musimy się pożegnać - rzekł Smuga, chowając
jedną z map. - Odprowadzę cię. Zapoznaj naszych przyjaciół z planem ucieczki.
Najdrobniejsza niedokładność lub pomyłka może spowodować tragiczne
następstwa. Do widzenia, drogi chłopcze! Uściskaj wszystkich ode mnie.
Tomek porwał Smugę w ramiona. Z trudem tłumił łkanie. Wiedział, że jeśli
plan Smugi zawiedzie, to Sally i Natasza zginą straszną śmiercią, sam nie
widział jednak innego wyjścia.
Smuga doskonale orientował się, co odczuwał jego ulubieniec. Chyba po raz
pierwszy w życiu do nieustraszonego serca Smugi wkradł się podstępny lęk.
Bez wahania oddałby własne życie za tych drogich przyjaciół, lecz nie mógł
liczyć na litość i względy Kampów. Sam przecież był ich jeńcem! Toteż siłą woli
stłumił własne obawy.
- Tomku, czeka nas wszystkich ciężka, okrutna próba. Trzymajmy się w
karbach. Wierzę w ciebie, w Nowickiego i Haboku. Oby tylko Sally i Natasza nie
133 Linia kolejowa Calle-Lima-Oroya jest najwyżej położoną na kuli ziemskiej linią kolejową i do obecnych czasów uchodzi za
arcydzieło techniki inżynieryjnej. Długość jej wynosi 218 km; w najwyższym punkcie tory wznoszą się na 4769 m n.p.m., gdzie
zbudowano tunel długości 1200 m. Łączna długość 62 tuneli na tej linii wynosi 6 km, a najwyższy z trzydziestu mostów i
wiaduktów ma wysokość 70 m. Tę drogę kolejową zaprojektował i kierował jej budową Polak – Ernest Malinowski, inżynier,
profesor uniwersytetu w Limie, uczestnik powstania listopadowego, który osiadł w Peru w 1852 roku.
134 Edward Habich (1835-1909) – inżynier i matematyk, uczestnik powstania styczniowego, pełnomocny komisarz Rządu
Narodowego w Galicji. W 1869 r. osiedlił się w Limie, gdzie zorganizował pierwszą w Ameryce Łacińskiej wyższą szkołę
inżynieryjno-górniczą. Ściągnął do niej szereg polskich inżynierów jako wykładowców. Zorganizował także peruwiańskie
czasopiśmiennictwo techniczne. W Limie znajduje się jego mauzoleum.
załamały się w decydującej chwili!
Tomek smutno uśmiechnął się przez łzy i odparł:
- Jestem pewny, że Sally odegra wspaniale swoją rolę. Wie pan, że ona
wprost przepada za niezwykłymi przygodami i niebezpieczeństwami. Powinna
urodzić się mężczyzną. Lękam się tylko o Natkę. Od chwili zaginięcia pana stała
się bardzo nerwowa.
- Zapewnij ją, że będę przy niej do ostatniej chwili.
- To na pewno podtrzyma ją na duchu.
Mocno uścisnęli sobie dłonie.
- Niech pan zapamięta, będę szedł z wyprawą wzdłuż wschodnich stoków
Andów. Będziemy tutaj w pobliżu za sześćdziesiąt dni - jeszcze raz odezwał się
Tomek.
- Skoro nie chcesz ustąpić, zgoda. Chodźmy już!


ZAKOŃCZENIE

UCIECZKA
Od samego rana wulkan grzmiał coraz potężniej, zionął czarnymi chmurami
dymu, które zasłaniały słońce. Tłum mężczyzn, kobiet i dzieci zebrany na
kamiennym placu miasta spoglądał z nabożną czcią i lękiem ku grzmiącej
górze. Czy kapłani zdołają przebłagać rozgniewanych bogów? Kampowie z
niepokojem wypatrywali swych wodzów i kapłanów.
Słońce właśnie stanęło w zenicie. W progu domu narad ukazał się tytularny
władca wolnych Kampów. Był nim biały jeniec. Wodzowie uwięzili go w swej
twierdzy, aby nauczył ich wojennej taktyki białych ludzi. Zamierzali wykopać
topór wojenny przeciwko wszystkim białym i chcieli zadać im tak straszliwą
klęskę, aby już nigdy więcej nie odważyli się wkraczać na ziemie wolnych
Indian.
Początkowo traktowano jeńca z pewną wyższością, a czasem nawet z
pogardą. Jednak w miarę upływu czasu odważny, rozumny i szlachetny biały
jeniec zyskiwał uznanie i szacunek. Rady jego zawsze okazywały się dobre,
umiał leczyć choroby gnębiące krajowców, a co najważniejsze był śmiałym
wodzem, przed którym już drżeli wrogowie Kampów.
Zalękniony tłum gubił się w domysłach. Czy odważny władca nie sprzeciwi
się poświęceniu na ofiarę zagniewanym bogom dwóch białych kobiet, które
przybyły tutaj z jego przyjaciółmi? Gdyby nie jego prośby, a potem gwałtowny
sprzeciw, wszyscy biali zginęliby jeszcze podczas drogi do zaginionego miasta.
Czy teraz jednak uląkł się straszliwego gniewu bogów? Czy poświęci białych
przyjaciół dla ocalenia od zguby swych prześladowców?
Władca dostojnym krokiem zbliżał się do złotego tronu ustawionego przy
ofiarnym kamieniu. Długie, czarne włosy i gęsty zarost okalający jego twarz
ostro odcinały się od białej jak mleko kuźmy, przetykanej złotymi nićmi. Usiadł
na tronie, podczas gdy wodzowie poszczególnych plemion stanęli za nim
półkolem.
Z kamiennej świątyni wyszedł pochód kapłanów. W pełnej skupieniu ciszy
ustawili przy ofiarnym kamieniu wizerunki bogów. Szczerozłoty, duży posąg
mężczyzny wyobrażał Viracoche, czyli stwórcę wszechrzeczy i źródło
wszelkiej boskiej mocy. Złota tarcza, z wyrytą na niej ludzką twarzą i
promieniami, była symbolem Słońca, a więc boskiego przodka Inków. Bóstwo
Księżyca obrazowała srebrna tarcza, podczas gdy grzmot miał postać
mężczyzny w błyszczącej odzieży, z maczugą w jednej, a procą w drugiej ręce.
Obok wizerunków i posągów bogów kapłani ustawili mumie czterech wodzów
w ozdobnych sarkofagach.
Kilku kapłanów przytknęło do ust duże muszle. Rozbrzmiały głuche, jękliwe
tony. Główny kapłan oraz jego pomocnicy stanęli przed tytularnym władcą.
Pochylili się w niskim ukłonie, wyciągając przed siebie ręce z otwartymi
dłońmi. Potem cmokali, dotykali rękami warg całując koniuszki palców.
Smuga poważnie skinął głową. Teraz wszyscy zaczęli głośno odmawiać
modlitwę. Po jej zakończeniu kapłani składali na ofiarnym kamieniu dary dla
bogów: kukurydzę, kartofle, liście koki i tytoń, którego używali jedynie jako
zioła leczniczego. Dary spalono na ognisku.
Dziewczęta wyznaczone do służby bogom w świątyni przyniosły naczynia
napełnione chichą. Najpierw zbliżyły się do władcy i podały mu złoty puchar.
Cicho odezwały się bębny i fujarki. Mężczyźni, kobiety i dzieci trzymając się
za ręce zaczęli tańczyć w takt powtarzającego się motywu muzycznego.
Muzyka początkowo monotonna z wolna nabierała coraz szybszego tempa.
Smuga nieznacznie spojrzał w kierunku okna swego mieszkania, gdzie na
czas uroczystości zostali uwięzieni jego przyjaciele. Z kieszeni wszytej w fałdy
kuźmy wydobył chustkę, po czym kilkakrotnie wysuszył czoło z potu. Był to
umówiony znak, że zbliżała się decydująca chwila. Tomek z przyjaciółmi
powinni już skryć się w tajemnych podziemiach.
Bębny huczały jak gromy, tancerze wpadali w ekstazę.
Lodowaty chłód wkradł się do serca Smugi. W otworze okiennym
trzykrotnie mignęła biała chustka. Tomek schodził na posterunek. Smuga
odetchnął głęboko, a więc udało się! Nikt nie przeszkodził w ucieczce do
podziemia.
Korowód kobiet wychodził właśnie z murów świątyni. Służebnice bogów
prowadziły Sally i Nataszę. Nadszedł czas ludzkiej ofiary.
Smuga spojrzał w niebo. Może modlił się o życie dla dwóch dzielnych,
młodych kobiet, a może zwrócił uwagę, że niebo nagle jeszcze bardziej
zaciągnęło się czarnymi kłębami chmur. Ogniste węże wystrzeliły z krateru,
echo grzmotów rozniosło się po górach.
Muzyka umilkła, tancerze stanęli, jakby wrośli w ziemię. Sally i Natasza
ubrane były w powłóczyste, białe szaty. Wieńce z kwiatów zdobiły ich skronie.
Szły w środku korowodu trzymając się za ręce.
Przystanęły w pobliżu tronu. Jeden z kapłanów, który pełnił rolę ofiarnika,
wystąpił przed Smugę, pokłonił się głęboko czekając na rozkaz.
Smuga spojrzał na dwie nieszczęsne kobiety. Sally nie okazywała obawy.
Córka australijskiego pioniera miała mężne serce. Teraz nawet mrugnęła
okiem do Smugi, jakby chciała dodać mu odwagi. Natasza natomiast
straszliwie pobladła. Nogi uginały się pod nią. Smuga zebrał się w sobie.
Powstał. Prawą dłoń zacisnął na symbolicznym znaku władzy. Była to krótka,
zdobiona złotem i szlachetnymi kamieniami maczuga z drzewa twardego jak
żelazo.
Nowy, potężny wybuch wulkanu wstrząsnął posadami gór. Ziemia
zadygotała pod stopami ludzi. Niebo pociemniało. Jęk grozy rozległ się na
placu. Ludzie przerażeni padli na kolana.
Smuga zdecydowanym ruchem odwrócił się do wodzów i kapłanów.
- Powiedzieliście, że moi biali przyjaciele przychodząc tutaj rozgniewali
waszych bogów - rzekł silnym, sugestywnym głosem. - My jednak jesteśmy
waszymi przyjaciółmi, toteż, aby ofiara była milsza bogom, ja, wasz biały wódz,
sam poprowadzę te kobiety ku ich przeznaczeniu. Ty, kapłanie-ofiarniku, mów
co mam robić!
Oniemiali i zalęknieni Kampowie z zapartym tchem patrzyli na Smugę. Ten
zaś podszedł do kobiet, ujął je za dłonie i poprowadził na kraniec skalnego
cypla.
- Ależ zrobił to pan wspaniale! - szepnęła Sally.
- Spieszmy się, zanim ochłoną... - cicho odparł Smuga. - Skacz pierwsza, Sally.
- Do końca życia będę miała co opowiadać - jeszcze szepnęła czupurna
młoda kobieta.
Kapłan-ofiarnik nie mniej zdumiony i oszołomiony od innych Kampów
podążał za nimi. Rozległy się jękliwe dźwięki konch.
- Niech skaczą po kolei - odezwał się kapłan. - W przyszłym życiu czeka je
dobrobyt i szczęście, którego bogowie nasi im nie poskąpią.
Trójka przyjaciół już była nad skrajem przepaści.
- Niech spełni się ofiara! Skacz, Sally! - donośnie krzyknął Smuga.
Kapłan wzniósł dłonie ku niebu i... również przysunął się na brzeg cypla.
Sally wydała głośny okrzyk, odważnie pochyliła się nad krawędzią, sieć już
odgradzała ją od przepaści. Skoczyła. Kapłan-ofiarnik, stojąc na skraju cypla
skalnego, ujrzał co stało się z pierwszą „ofiarą”. Ogarnęła go niewymowna
wściekłość. Ten biały ich zdradził! Toteż w odruchu gniewu schwycił Nataszę
za ramiona i odsunął ją od przepaści.
Smuga w lot pojął, że życie przyjaciół i jego własne zawisło na kruchym
włosku. Błyskawicznie doskoczył do kapłana i grzmotnął go maczugą w głowę.
- Twoja kolej, Nataszo! Skacz! - krzyknął tak straszliwym głosem, że zamarły
z przerażenia tłum aż przygarbił się do ziemi.
Natasza drżała jak w febrze. Nie mogąc wydobyć głosu z ściśniętej strachem
krtani.
Smuga objął ją wpół, doprowadził na skraj skały. Spojrzał w otchłań. Sieć
właśnie wysunęła się i zawisła nad przepaścią.
Smuga lekko popchnął oniemiałą kobietę. Poczekał aż z siecią zniknęła pod
cyplem. Teraz odwrócił się do Kampów. W dalszym ciągu stali porażeni
niezwykłym wydarzeniem. Smuga podszedł do martwego kapłana, uniósł go, a
następnie zepchnął w bezdenną przepaść.
Głuchy pomruk obiegł plac ofiarny.
- Ten człowiek był nikczemnym zdrajcą - rzekł Smuga donośnie. -
Widzieliście wszyscy, że chciał powstrzymać białą kobietę od spełnienia ofiary
waszym bogom.

Zaledwie Natasza znalazła się bezpieczna w pieczarze, natychmiast
schwyciła Tomka za rękę i zawołała:
- Smuga zabił kapłana, który odkrył nasz podstęp! On zobaczył, co stało się z
Sally i rzucił się na mnie. Jesteśmy uratowani, ale Smuga zginie!
Tomek i Nowicki wymienili błyskawicznie spojrzenia. Ich przyjaciel
samotnie ginął, by ich ocalić.
- Zbyszku, masz mapę! - bez namysłu zawołał Tomek. - Prowadź naznaczoną
na niej trasą. Haboku, ty jesteś teraz dowódcą. Uciekajcie!
Nowicki już otworzył tajemne przejście do podziemnego korytarza i
pospiesznie podawał przyjaciołom bagaże.
- Wesprzemy Smugę, spieszcie się! - ponaglał wszystkich. - Nie czekajcie na
nas, jeśli was nie dogonimy.
- Bierzemy rewolwery i noże - mówił Tomek ściskając żonę. - Idźcie prędzej,
rygluję za wami drzwi. Sally, prowadź Dinga na smyczy i stale go obserwuj.
Wiesz, że na nim można polegać.
Nie było czasu na pożegnania, choć mogli już więcej się nie ujrzeć.
Nowicki i Tomek co tchu biegli po stromych schodach. Już byli przy ścianie z
ukrytym wejściem do mieszkania Smugi. Wpadli do komnaty. Nowicki
przyskoczył do okna.
- Ejże, brachu! Smuga górą! Wodzowie i kapłani kłaniają mu się w pas. Niech
go rekin połknie, upadł na cztery łapy jak kot. Ciekaw jestem, co on im takiego
powiedział?
- Niezwykły człowiek! - szepnął Tomek.
- Słuchaj, brachu! Myśmy szli mu na pomoc, a tymczasem to on uratował nas
wszystkich. Cóż tu pocznie sam wśród tych kąśliwych os? Zostaję, we dwóch
łatwiej stąd czmychniemy. Zorganizuj nową wyprawę i czekaj na nas za dwa
miesiące w umówionym miejscu.
- A może ja pozostanę ze Smugą? - odparł Tomek.
- Ty pewniej odnajdziesz drogę. Musisz wyprowadzić z matni nasze kobiety.
Zuch baby! Najpierw ocal tamtych, a potem spiesz nam z pomocą. Idź już!
Opowiem Kampom, jak to bogowie zaopiekowali się wami!
Kapitan Nowicki uśmiechnął się na samą myśl, że zadziwi Smugę i Kampów.
Mocno uścisnął Tomka, wypchnął go na schody, po czym starannie zaryglował
przejście. Znów podszedł do okna. Smuga otoczony wodzami wracał do pałacu.
Nowicki uśmiechnął się i legł na matach. Był śpiący.

Przez pierwsze trzy dni uciekinierzy wciąż przystawali i nasłuchiwali.
Tomek lub wierny Haboku co pewien czas wspinali się na szczyty gór i z
niepokojem spoglądali ku wulkanowi. Zdawało się im, że wybuchy nieco
osłabły i następowały w coraz dłuższych odstępach czasu. Choć sami
znajdowali się w ciężkiej sytuacji, wciąż powracali myślami do dwóch
przyjaciół, którzy musieli pozostać w mieście wolnych Kampów.
Wkrótce jednak bezpośrednie niebezpieczeństwo całkowicie pochłonęło
myśli uczestników niefortunnej wyprawy. Skromne zapasy żywności
wyczerpały się po dwóch dniach. Cubeowie wyszukiwali jadalne korzenie i
rośliny, czasem upolowali
strzałami z łuków kilka papug.
Głód dokuczał wszystkim. Za
radą Haboku pokrzepiali się
ożywczymi liśćmi koki, ale
wędrówka po bezdrożnych
górach coraz bardziej
wyczerpywała siły.
Noce były bardzo chłodne.
Zimny wiatr dął od
zaśnieżonych szczytów. Na
każdym noclegu uciekinierzy
musieli budować szałasy, a
mimo to zimno dawało się im
porządnie we znaki. Kuźmy, w
które zaopatrzył ich Smuga,
były jedynym ciepłym
odzieniem, jakie posiadali.
Toteż każdej nocy z
utęsknieniem oczekiwali wschodu słońca.
Na szczęście w dzikiej głuszy górskiej nie napotykali ludzi. Coraz śmielej szli
na południowy wschód, a szóstego dnia Tomek odważył się na rozpalenie
ogniska. Rosół z papug i ryby upieczone na rozgrzanych kamieniach
pokrzepiły nadwątlone siły uciekinierów.
Dziesiątą noc spędzili w opuszczonym szałasie pasterzy, a następnego dnia
natknęli się po raz pierwszy na osadę Keczuanów, czyli górskich Indian.
Mieszkali w chatach zbudowanych z dużych kamieni, przysypywanych ziemią.
Zajmowali się hodowlą lam i owiec.
Porozumienie się z Keczuanami nie było łatwe. Nie znali hiszpańskiego ani
portugalskiego, nieufnie spoglądali na białych. Tomek kupił od nich jagnię,
które upiekli w całości. Przenocowali w chacie pasterzy. Rankiem przyszedł z
pastwiska młody Keczuanin, który znał sporo słów portugalskich. Od niego
Tomek dowiedział się, że o dwa dni drogi doliną znajduje się chata mulnika,
wynajmującego podróżnym muły i konie. Droga, przy której mieszkał ów
mulnik, wiodła do Tarmy. Za rewolwer i kilka naboi pasterz zgodził się
doprowadzić uciekinierów do drogi.

Był to piętnasty dzień od ucieczki z fortecy wolnych Kampów. Tomek jechał
na mule tuż za poganiaczem. Co chwila oglądał się na Sally i resztę towarzyszy
wyprawy. Z wyjątkiem Haboku wszyscy drzemali w siodłach. Muły
postękiwały, lecz wytrwale szły wyboistym traktem.
Tomek wychudł, był zmęczony tak jak inni, lecz ani na chwilę nie przymknął
oczu. W pobliskiej Oroyi mieli już wsiąść w pociąg do Limy. Tomek przestał
kłopotać się o Sally, Nataszę i Marę. Były bezpieczne. Teraz już układał plan
wyprawy ratunkowej dla Smugi i Nowickiego.
Od czasu do czasu wydobywał z kieszeni mapę. Przypomniał sobie wszystko,
co wiedział o Boliwii. Czekało go sporo kłopotów. Musiał szybko wyposażyć
nową wyprawę. Miał nadzieję, że pieniądze za sprzedany jacht już nadeszły do
banku w Iquitos. Jak przewidująco postąpił Nowicki, upoważniając go do
dysponowania pieniędzmi!
Tomek wiedział, że nie zazna chwili spokoju, dopóki znów nie będzie razem
z Nowickim i ze Smugą. Czyżby dotychczasowe trudy były całkiem bezcelowe?
Nie, tak nie można powiedzieć. Zamyślony nawet nie spostrzegł Oroyi
wyłaniającej się przed nimi.
KONIEC
     
 
what is notes.io
 

Notes.io is a web-based application for taking notes. You can take your notes and share with others people. If you like taking long notes, notes.io is designed for you. To date, over 8,000,000,000 notes created and continuing...

With notes.io;

  • * You can take a note from anywhere and any device with internet connection.
  • * You can share the notes in social platforms (YouTube, Facebook, Twitter, instagram etc.).
  • * You can quickly share your contents without website, blog and e-mail.
  • * You don't need to create any Account to share a note. As you wish you can use quick, easy and best shortened notes with sms, websites, e-mail, or messaging services (WhatsApp, iMessage, Telegram, Signal).
  • * Notes.io has fabulous infrastructure design for a short link and allows you to share the note as an easy and understandable link.

Fast: Notes.io is built for speed and performance. You can take a notes quickly and browse your archive.

Easy: Notes.io doesn’t require installation. Just write and share note!

Short: Notes.io’s url just 8 character. You’ll get shorten link of your note when you want to share. (Ex: notes.io/q )

Free: Notes.io works for 12 years and has been free since the day it was started.


You immediately create your first note and start sharing with the ones you wish. If you want to contact us, you can use the following communication channels;


Email: [email protected]

Twitter: http://twitter.com/notesio

Instagram: http://instagram.com/notes.io

Facebook: http://facebook.com/notesio



Regards;
Notes.io Team

     
 
Shortened Note Link
 
 
Looding Image
 
     
 
Long File
 
 

For written notes was greater than 18KB Unable to shorten.

To be smaller than 18KB, please organize your notes, or sign in.