NotesWhat is notes.io?

Notes brand slogan

Notes - notes.io

ROZDZIAŁ VI

ŁOWCY GŁÓW
Było parne, wczesne popołudnie. Mateo w skupieniu coraz uważniej
rozglądał się po brzegach rzeki. Wkrótce też rzekł półgłosem.
- Już niedaleko do wioski Yahuan, poznaję okolicę!
Za załomem rzeki podróżnicy ujrzeli pień olbrzymiego drzewa ogołocony z
gałęzi, który przerzucony w poprzek ponad wodą łączył przeciwległe brzegi.
Przy obydwóch końcach tego prymitywnego mostu widniały ścieżki
wydeptane przez ludzi. Ginęły one w nadbrzeżnych chaszczach.
- Przybijaj do lewego brzegu! - powiedział Mateo, a odwróciwszy się do
Smugi, dodał: - To już tutaj, senhor!
Łódź zbliżyła się do stromego wybrzeża. Cubeo, który siedział najbliżej
dzioba wyskoczył na brzeg, po czym wciągnął za sobą przód łodzi.
- Stąd już blisko do wioski Yahuan, teraz musimy iść pieszo - oznajmił Mateo.
- Dobrze, najpierw tylko ty pójdziesz ze mną - odparł Smuga rozglądając się
po okolicy.
Mateo skinął głową. Smuga przewiesił przez ramię podręczną torbę, a
następnie z karabinem w dłoni wysiadł na brzeg. Odwrócił się do towarzyszy i
powiedział.
- Wilson, pan i Cubeowie pozostaniecie w łodzi. Dwa strzały rewolwerowe z
mojej lub waszej strony będą oznaczały wezwanie o pomoc.
- Będę miał oczy i uszy otwarte na wszystko, może pan być spokojny -
zapewnił Wilson.
Smuga z Mateem wspięli się na brzeg dość stromo w tym miejscu opadający
ku rzece. Weszli w dżunglę. Smuga zachowywał ostrożność, gdyż kręta ścieżka
co chwila niknęła w gąszczu. Nagle tuż za ostrym zakrętem natknęli się na
samotnego Indianina. Zapewne podążał na polowanie, w rękach trzymał
bowiem długą świstułę, a do pasa miał przytroczoną podłużną plecionkę na
strzały. Ubrany był w sutą spódnicę z rafii, zwisającą z bioder niemal aż do
ziemi, oraz w dużą perukę na głowie, która niby peleryna, luźno opadała na
ramiona i plecy. Na samym czubku głowy nosił przypięty do peruki, okrągły,
wyplatany z rafii, płaski wieniec, przypominający aureolę, jaką widuje się u
świętych na obrazach.
Na widok obcych Indianin znieruchomiał w pozornie biernej postawie, lecz
doświadczony Smuga doskonale się orientował, że było to pełne skupionej
uwagi napięcie, które mogło nagle rozładować się w przyjazny lub wrogi
sposób. W takiej sytuacji czasem nawet jakiś mało znaczący bądź niezręczny
ruch ze strony przybyszów mógł
spowodować zgubne następstwa.
Smuga uśmiechnął się
przyjaźnie i powoli ruszył ku
Indianinowi. Ten zaś szybko
cofnął się i uniósł do góry ręce
odwracając ku obcym otwarte
dłonie, jakby usiłował ich
powstrzymać lub odepchnąć od siebie.
- Stój, senhor, stój! - pospiesznie ostrzegł Mateo. - Taki ruch oznacza: „Nie
zbliżaj się do mnie!”
- Wiem - spokojnie odparł Smuga. Przystanął, po czym sięgnął ręką do torby
przewieszonej przez ramię. Wydobył z niej małą paczuszkę i podając ją
Indianinowi, rzekł: - Samiki41 dla ciebie od przyjaciół!
Indianin cofnął się jeszcze o krok nie opuszczając rąk. Smuga wyjął z
kieszeni fajkę, nabił ją tytoniem z paczuszki przeznaczonej dla Indianina i
zapalił. Wypuścił kłąb dymu, a następnie znów podał tytoń Indianinowi,
mówiąc.
- Samiki!
Indianin opuścił ręce, czającym się krokiem podszedł do Smugi i ostrożnie
wziął tytoń. Nie spuszczając wzroku z obcych powąchał podarunek, a
następnie wyjął z małej torby wiszącej przy plecionce na strzały pękatą
fajeczkę. Nałożył do niej tytoniu. Nie okazał strachu, gdy Smuga podał mu
zapaloną zapałkę. Był to znak, że stykał się już z białymi ludźmi.
Indianin i biały pykali z fajeczki stojąc naprzeciwko siebie. Naraz Indianin
schował fajkę i zapytał łamaną hiszpańszczyzną.
- Czego chcecie?
- Przybyliśmy do twojego wodza - odparł Smuga. - Przynosimy podarunki.
- Czy macie tivi42? - zaciekawił się Indianin.
- Sól mamy również - potwierdził Smuga.
- Nie wiem, czy wódz Tunai będzie z wami mówić.
- Czy jest w wiosce?
- Jest, ale... To nie wasza sprawa!
- Zaprowadź nas do niego, sami go zapytamy!
- Daj tivi!
41 Samiki – tytoń w narzeczu Yahua.
42 Tivi – sól w narzeczu Yahua.
Smuga wydobył woreczek i wysypał trochę soli na rękę Indianina, ten zaś
dłonią dał znak, aby szli za nim.
Według zwyczaju Indian południowoamerykańskich przewodnik szedł
szybkim i krótkim, elastycznym krokiem. Wkrótce znaleźli się na obszernej
leśnej polanie. Na jej skraju, w cieniu wysokich drzew, stało kilka domów
zbudowanych na palach.
Dwaj przybysze spowodowali wśród mieszkańców wioski duże poruszenie.
Mężczyźni siedzący na pniach drzewnych przerwali pogawędki. Przenikliwym
wzrokiem mierzyli białego i Metysa. Dzieciarnia z piskiem zaczęła się kryć pod
podłogami domów, a kobiety również zdradzały wielką chęć do ucieczki. Z
jednego domu zeskoczył na ubitą ziemię rosły Indianin, którego peruka z rafii
przyozdobiona była barwnymi piórami papug, zasuszonymi ptakami i
myszami. Jego prawe ramię przepasywała bransoletka z trawy, za którą
zatknięte miał trzy połyskliwe pióra.
Na jego widok Mateo przytrzymał Smugę za ramię i szepnął.
- To właśnie jest wódz Tunai...
- Czy zna ciebie? - zapytał Smuga.
- Tak, już mnie widział...
- Więc powitaj go teraz, ale pamiętaj: jedno nieopatrzne słowo, a zastrzelę
cię natychmiast!
- Pamiętam, senhor - zapewnił Mateo.
Smuga bacznie obserwował Metysa. Jego pewna mina świadczyła
wymownie, że czuł się bezpieczny wśród wojowniczych łowców głów.
Tunai tymczasem przybliżył się na kilka kroków i stanął wyczekująco.
- Bom dia, compadre43! - odezwał się Mateo.
Tunai mierzył go przenikliwym wzrokiem. Drwiący uśmiech pojawił się na
jego ustach, po czym rzekł po hiszpańsku.
- Buenos dias!44 Czy sami tu przybyliście?
- Buenos dias, Tunai! - odezwał się Smuga. - Nasi towarzysze czekają w łodzi
nad rzeką. Chcemy z tobą pomówić. Przywieźliśmy podarki.
- Nie potrzebuję więcej niewolników - pogardliwie odparł Tunai.
Słowa te zmieszały Mateo, bowiem w ten sposób wódz Yahuan potwierdził
jego winę.
- Nie o napad chodzi... tym razem - odpowiedział Smuga. - Mam pewną
sprawę do ciebie, wodzu, którą możemy całkowicie załatwić tutaj.
- Skoro przychodzisz z compadre Mateem, porozmawiamy... później - zgodził
się Tunai.
- Później, to znaczy kiedy? - zapytał Smuga.
- Jutro, dzisiaj wybieramy nowych wojowników.
43 Dzień dobry, kumie.
44 Dzień dobry.
- Czy możemy rozłożyć obóz w pobliżu wioski?
- Compadre Mateo może, więc i wy też. Witajcie, skoro przyszliście do nas
jako przyjaciele.
W dwie godziny później podróżnicy rozbili namioty na uboczu wioski Yahua.
Wilson doglądał Cubeów przygotowujących posiłek, a Smuga w towarzystwie
Mateo wręczył Tunai upominki. Były to: stalowy nóż myśliwski z pochwą
skórzaną, tytoń i parę sznurów szklanych, barwnych korali. Tunai przyjął dary
i w zamian ofiarował Smudze bambusową dmuchawkę oraz plecionkę z
krótkimi strzałami.
Gdy Smuga zaciekawiony oglądał oryginalny kołczan, Tunai uśmiechnął się i
ostrzegł.
- Bądź ostrożny, strzały są
zatrute kurarą45!
Yahuanie nie okazywali
przybyszom wrogości, lecz mimo
to śledzili ich czujnym,
podejrzliwym wzrokiem. Smuga
ani na krok nie odstępował Matea.
Znajdowali się przecież wśród
wrogów, z którymi Metys
utrzymywał przyjazne stosunki.
Jedno jego słowo mogło obrócić
przeciwko nim kilkudziesięciu
okrutnych wojowników. Smuga
polecił Wilsonowi i Cubeom, aby
nie oddalali się z obozu, a sam z
Mateem myszkował po wiosce.
Większość mężczyzn robiła
przygotowania do uroczystości,
podczas której najsprawniejsi
chłopcy mieli być jakby
„pasowani” na wojowników. Był
to swego rodzaju oryginalny
bezkrwawy turniej. Mianowicie
kilkunastu młodzieńców miało parami kolejno zmagać się na olbrzymim pniu
drzewa, położonym w poprzek głębokiego rowu. Zrzucenie przeciwnika z pnia
oznaczało zwycięstwo. W ten sposób tylko najsilniejsi i najzręczniejsi
wchodzili do grona wojowników. Mateo wyjaśnił Smudze, że dawniej ten
bezkrwawy bój toczyli kandydaci na wodza plemienia, którym obierany był
45 Kurara – trucizna wytwarzana z wyciągu kory kilku gatunków kulczyby (Strychnos toxifera, S. cogens, S. schomburgkii), z
cebuli rośliny Burmannia albo ze śluzowatej substancji korzeni Cissus quadrialata – używana przez Indian
południowoamerykańskich do zatruwania strzał do łuków i dmuchawek.
ostateczny zwycięzca.
Dzięki przedświątecznemu rozgardiaszowi Smuga mógł bez przeszkód
rozglądać się po indiańskiej wiosce. Korzystał więc z okazji i śmiało zerkał
nawet do wnętrza chat, które przewiewnie budowane, niczego nie ukrywały
przed obcymi. Przede wszystkim zwracała uwagę pewna staranność w
urządzeniu domostw, przypominających wyglądem raczej jakieś nadziemne
werandy zbudowane na palach palmowych, odpornych na niszczącą
działalność termitów. Domy nie posiadały bocznych ścian; jedynie
dwuspadowe, strome dachy kryte liśćmi chroniły mieszkańców przed
deszczem. Do tych nadziemnych mieszkań wchodziło się po pochyło
położonych pniach, których jeden koniec opierał się o ziemię, a drugi o
podłogę werandy. Wszędzie spotykało się oswojone małpki i papugi
hodowane do zabawy dla dzieci.
Kobiety i dzieci przeważnie chodziły nago.
Jednak z powodu obecności białych ludzi w
wiosce, dorosłe niewiasty pozakładały na szyje i
biodra ogoniaste zasłony z rafii.
Kobiety, jak zwykle u ludów pierwotnych,
wykonywały wszystkie cięższe prace. Uprawiały
poletka maniokowe46, lepiły z gliny naczynia,
wyplatały maty z włókien palmowych i
sporządzały naszyjniki z suszonych nasion roślin,
nosiły wodę z rzeki, gotowały strawę, a także
karmiły niemowlęta i wyszukiwały im wszy we
włosach. Dzieciarnia bawiła się bądź też urządzała
polowania na duże mrówki oraz larwy, uchodzące
wśród Yahuan za wielki przysmak. Chłopcy
strzelali ze świstuł do celu, pomagali starszym w
łowieniu ryb, a w wolnych chwilach przykucali na
uboczu przy gawędzących mężczyznach.
Wojownicy ochraniali swą wioskę przed napadami wrogich plemion,
organizowali wojenne wyprawy lub uprawiali łowy na zwierzynę. Byli też
bardzo odważni i nieraz zdobywali się nawet na atakowanie jaguara uzbrojeni
jedynie w nóż. Lecz mimo to zazwyczaj polowali nie narażając się na
niebezpieczeństwo; po prostu podkradali się do zwierzyny i strzelali do niej z
ukrycia. Posiadali doskonały wzrok i słuch oraz wprost niesamowity węch,
46 Maniok, zwany w Ameryce Południowej „kassawa”, należy do wilczomleczowatych. Jest jedną z najdziwniejszych roślin
uprawnych, bowiem bulwy jej zawierają glukozyd rozpadający się łatwo pod wpływem fermentacji na inne związki i
wydzielający silną truciznę – kwas pruski. Ludzie już w pradawnych czasach nauczyli się usuwać z manioku trujące składniki.
Maniok rośnie dziko w całej Brazylii i stamtąd, w czasie handlu niewolnikami, rozpowszechnił się w całej strefie tropikalnej.
Jest to krzew wysoki do 3 m, o dużych, dłoniasto podzielonych liściach na długich ogonkach. Owoce jego stanowi trójdzielna
torebka. Pod ziemią tworzy bulwy o długości do 60 cm i wadze do 5 kg. Brazylijska odmiana bulw zawiera bardzo mało
glukozydu i dlatego można spożywać je po ugotowaniu jak ziemniaki. Z manioku wyrabia się mączkę zwaną tapioką.
który pozwalał im wyczuć obecność zwierza na znaczną odległość.
Smuga był spostrzegawczym obserwatorem. Toteż rychło zwrócił uwagę na
widoczne pozostałości wpływów afrykańskich Murzynów. W dawniejszych
czasach zwożono ich licznie do
Ameryki do niewolniczej pracy
na plantacjach, z których często
uciekali do selwy, gdzie łączyli
się z nienawidzącymi białych
plemionami indiańskimi.
Zapewne niegdyś również
przebywali wśród mieszkańców
tej wioski, bowiem u niektórych
Yahuan spostrzegało się cechy
tak charakterystyczne dla rasy
murzyńskiej. Widoczne były one
zwłaszcza u kobiet, które w
przeciwieństwie do mężczyzn
nie nakrywały głów wielkimi
perukami z rafii. Głowy czystej
krwi Indian porastały twarde,
proste i grube czarne włosy.
Tymczasem niektórzy Yahuanie
mieli włosy wijące się w loki oraz
szerokie nosy i grube, mięsiste
wargi. Jeszcze bardziej jaskrawe
w tej części Ameryki Południowej były wpływy murzyńskie na zwyczaje.
Yahuanie, a także plemiona Witoto, Cocama i inne używały, tak typowych dla
Afryki, tam-tamów do porozumiewania się na odległość oraz posiadały
muzykę i tańce oparte na własnych i murzyńskich motywach.
Smuga skrzętnie notował w pamięci te niezwykle ciekawe spostrzeżenia,
pragnąc w odpowiednim czasie podzielić się nimi z Tomkiem Wilmowskim i
jego ojcem. Obserwując dzieciarnię zwrócił uwagę na grupkę chłopców, którzy
obrawszy sobie pień ściętego drzewa za cel, strzelali do niego z dmuchawek.
Malcy aż wyginali plecy do tyłu i opierali łokcie na brzuchach z trudem
unosząc do ust długie świstuły z bambusu.
- Spójrz, Mateo! - zagadnął rozbawiony. - Ile wysiłku wkładają ci chłopcy w
tę zabawę w dorosłych.
- W zabawę? - zdumiał się Metys. - Nie, senhor, oni wcale się nie bawią. Czy
nie zauważyłeś tego starucha, który udziela im wskazówek? Yahuanie już od
dzieciństwa zaprawiają się do strzelania ze świstuł. Dlatego też są
niezawodnymi strzelcami. Większość z nich trafia w małą monetę z odległości
trzydziestu kroków, a z pięćdziesięciu nikt z nich nie chybi do zwierzęcia lub
człowieka.
Metys umilkł i zamyślony coś rozważał. Potem ujął Smugę pod ramię i rzekł
cichym głosem:
- Alvarez oddał mi złą
przysługę płacąc mój dług
karciany. Teraz żałuję mego
postępku. Więcej już nie będę
próbował uciekać. Pomogę ci
odszukać mordercę i zeznam
wszystko o Alvarezie. Od tej
nocy możesz spać spokojnie,
senhor.
- Skąd mogę mieć pewność,
że znów nie kłamiesz? - zapytał
Smuga.
- Nie lubisz pastwić się nawet
nad pokonanym przeciwnikiem
- odparł Mateo. - Przy
tobie nikomu nie stanie się
krzywda, zrozumiałem to
teraz. Nie powiedziałeś
Cubeom o mojej zdradzie ani o
próbie ucieczki.
- Czy jesteś tego pewny?
- Dobrze znam Indian, senhor. Gdyby wiedzieli prawdę, już bym nie żył...
Tymczasem oni odnoszą się do mnie tak jak dawniej. Za to właśnie odpłacę ci
równą monetą. Gdy jestem przy tobie, nic ci tutaj nie grozi, lecz na wszelki
wypadek uważaj, żeby nikt z Yahuan nigdy nie znajdował się poza twoimi
plecami. Oni są naprawdę bardzo niebezpieczni.
- Dlaczego właśnie ty możesz być dla mnie rękojmią bezpieczeństwa wśród
Yahuan?
- Powiem ci, senhor. Yahuanie wywodzą się z bardzo groźnego plemienia
Indian Auca. Moja babka była Aucanką, a matka Yahuanką.
- Krótko mówiąc: jesteś wśród swoich...
- Teraz znasz prawdę. Pomogliby mi, gdybym tego zażądał. Mógłbym na
przykład wskoczyć w tę grupę wojowników i krzyknąć, że jesteś moim
wrogiem. Już byś nigdy więcej nie mógł wyrządzić mi krzywdy.
- Mateo, czy zapomniałeś, że z rewolweru strzelam tak celnie, jak Yahuanie
ze swoich świstuł? - spokojnie zapytał Smuga.
- Pamiętam o tym - zapewnił Mateo. - Powiedziałem ci o moim
pokrewieństwie z Yahuanami dlatego, żebyś uwierzył mi, że już naprawdę nie
zamierzam knuć przeciwko tobie. Daruj mi winę, a będę służył ci wiernie.
Smuga spojrzał Mateowi prosto w oczy. Uspokoił się, wyczytawszy w nich
niemą prośbę.
- Byłeś bardzo lekkomyślny, Mateo, ale może naprawdę jeszcze nie
znikczemniałeś do szczętu. Trudno potępić cię, widząc zło panoszące się
wokoło. Ja ani pan Nixon nie dybiemy na twoje życie. Byłeś tylko małym
kółkiem w potężnej machinie bezprawia. Okaż uczciwie, że szczerze żałujesz
nikczemnego postępku, a potem... zobaczymy!
- Dziękuję ci, senhor! To wystarczy. Wiem, że mi przebaczysz. Teraz
chodźmy do obozu. Zaraz zaczną się uroczystości.
Smuga bez sprzeciwu podążył za Metysem. Najbezpieczniej było nie
narzucać się krajowcom. Jeśli Yahuanie nie będą mieli nic przeciwko obecności
przybyszów na uroczystości plemiennej, to wódz zaprosi ich na nią. Tak też się
wkrótce stało. Przez kilka godzin podróżnicy przyglądali się próbom siły i
zręczności. W końcu ośmiu młodzieńców zostało przyjętych do grona
dorosłych wojowników i z tej okazji odbyła się ogólna huczna uczta.
W całej wiosce zapanowała wesoła atmosfera, Yahuanie żartowali i śmiali
się przy obfitym posiłku, na który przygotowano upieczone w całości małpy,
świnki morskie, dwa mrówkojady, żółwie i jaszczurki. Na deser były opiekane
w gorącym popiele duże mrówki i delikatne larwy oraz miód, a potem banany,
melony i orzechy. W końcu podano napój, który wkrótce zamącił w głowach
rozochoconym Yahuanom. Wtedy Smuga i jego towarzysze szybko wycofali się
do swego obozu.
Tej nocy Smuga z Wilsonem czuwali aż do świtu. Smuga korzystając z okazji
opowiedział o skrusze Metysa. Długo naradzali się, ponieważ nie byli pewni,
czy teraz mogą mu całkowicie zaufać. Musieli liczyć się z częstą zmiennością
nastrojów u Indian, z których Mateo pochodził. Gawędząc przysłuchiwali się
odgłosom uczty. Gra na bębnach i bambusowych fletach, które Yahuanie
przejęli od dawnych niewolników murzyńskich, rozbrzmiewała niemal do
wschodu słońca. W jej takt Yahuanie tańczyli tańce oparte na wzorach
indiańskich i afrykańskiej sambie. Dopiero gdy cisza zapanowała w wiosce,
ułożyli się na spoczynek.
Jeszcze przed południem Tunai zawiadomił Smugę, że teraz może odbyć z
nim rozmowę. Smuga z Mateo natychmiast udali się na oczekiwane spotkanie.
Zastali wodza i kilku znaczniejszych Yahuan przed jego domem na palach,
siedzących na kłodach lub dużych liściach, bowiem Yahuanie nigdy nie siadali
bezpośrednio na ziemi w obawie przed szkodliwymi insektami. Wódz wskazał
przybyszom miejsce obok siebie. Smuga poczęstował wszystkich tytoniem.
Nabili fajki i palili w milczeniu. Smuga świadom miejscowych zwyczajów nie
spieszył się z rozpoczęciem rozmowy.
Minęła bardzo długa chwila, zanim Tunai zatknął wygasłą fajkę za pasek
spódniczki z rafii i odezwał się: - Chciałeś ze mną rozmawiać, biały człowieku.
Teraz mogę cię wysłuchać.
Smuga wolnym ruchem schował swoją fajkę, po czym odparł.
- Opowiem ci najpierw o pewnym zwyczaju białych ludzi, wtedy łatwiej
zrozumiesz cel mego przybycia do mężnych Yahuan. Wielu białych ciekawi nie
znany im świat, w którym żyją różne ludy. Nie wszyscy jednak mogą odbywać
podróże przez ogromne wody. Toteż biali w swoich miastach budują specjalne
domy, w których gromadzą różne przedmioty, ułatwiające wszystkim
poznanie i lepsze zrozumienie innych ludzi. Zakładają też ogrody dla zwierząt
zwożonych z dalekich krajów. Ja właśnie trudnię się zbieraniem ciekawostek
do tych domów, nazywanych u nas muzeami.
Smuga umilkł i zerknął na Tunai. Gdy wódz Yahuan przed chwilą odezwał się
do niego, przypomniał sobie rozmowę Tomka z Australijczykami podczas ich
pierwszej wspólnej wyprawy. Rozmową tą Tomek mimo woli przełamał
nieufność Australijczyków i zjednał wyprawie łowieckiej ich przychylność.
Teraz właśnie Smuga spróbował sposobu Tomka.
Ku radości Smugi, Tunai nie okazał zdziwienia. Obrzucił mówiącego
poważnym spojrzeniem i potaknął.
- Wiem, że są tacy ludzie jak ty. Jeden z nich już był u nas. Mieszka dalej na
zachodzie, w Iquitos. Ci, co z nim przyszli, mówili, że w swoim domu posiada
bardzo wiele rzeczy kupionych od Indian, a w swoim ogrodzie ma różne
zwierzęta... U nas szukał trofeów wojennych47.
- Zapewne ludzkich głów? - wtrącił Smuga.
Tunai poważnie skinął głową, ale zaraz uśmiechnął się drwiąco, mówiąc.
- Orejowie oszukali go. Sprzedali mu głowy, które robią z głów ludzi
umierających zwykłą śmiercią. Inne plemiona też oszukują. Głowy małp
sprzedają jako ludzkie!
- Mateo zapewnił mnie, że jeśli z nim przyjdę do ciebie, kupię dobry towar -
powiedział Smuga.
- Jeśli chcesz kupować ludzkie głowy, to idź do plemienia Witoto, ale u nich
miej się na baczności. Oni jedzą ludzkie mięso, a głowa białego ma podwójną
wartość - doradzał Tunai spod oka obserwując, czy jego słowa sprawiają na
Smudze odpowiednie wrażenie.
- Nie zamierzamy płynąć w strony zamieszkane przez Witoto - odparł
Smuga. - Udajemy się wprost do Iquitos, a stamtąd na rzekę Ukajali.
- Z Iquitos już nie tak daleko do Jivarów. Oni noszą głowy zdobyte na
47 Mowa o dr. Harveyu Basslerze, Amerykaninie pochodzenia niemieckiego, który prawdopodobnie w latach 1920-1935 z
ramienia Standard Oil Company kierował pracami poszukiwawczymi w Peru. Równocześnie prowadził badania przyrodnicze i
antropologiczne. Jego zbiór biblioteczny na tematy Ameryki Południowej obejmował 32.000 tomów. Zgromadził u siebie w
domu okazy florynistyczne i etnograficzne, jakich nie posiadały muzea brytyjskie i niemieckie. Miał także pokaźny
zwierzyniec. Jego ekspedycje badawcze docierały od Madre de Dios do źródła Putumayo i od rzeki Jivari po górny Maranon. Z
doświadczeń i wiedzy Basslera korzystało wielu uczonych i pisarzy, którzy pisali o Peru.
wrogach przywiązane za włosy do pasa. Po tym zaraz poznasz u nich
prawdziwe - doradzał Tunai.
- My musimy popłynąć rzeką Ukajali - powtórzył Smuga.
- Jeden z naszych rozmawiał z takim, co był w niewoli u Jivarów. Oni
podobno mają pomniejszone nawet głowy białych ludzi. Te głowy są bardzo,
bardzo stare... - zachęcał Tunai. - To mieli być biali, którzy pierwsi spotkali
Jivarów. Czarownicy przechowują te głowy.
Smuga z coraz większą uwagą przysłuchiwał się słowom Tunai. Być może
wódz Yahuan nie fantazjował. Smuga czytał kiedyś w starych kronikach z
hiszpańskich podbojów w Ameryce Południowej o wyprawie Pedro de
Alvarado, która natknęła się na dzikich łowców ludzkich głów i poniosła duże
straty. Było to w roku 1534, a więc wkrótce po wdarciu się hiszpańskiego
konkwistadora Franciszka Pizarra do wnętrza Ameryki Południowej. W czasie
gdy Pizarro podbijał Peru, szereg ekspedycji wyruszyło do wnętrza
kontynentu w poszukiwaniu legendarnego El Dorado, czyli Kraju Złota. Jedna z
nich pod dowództwem hiszpańskiego awanturnika Pedro de Alvarado, który
uprzednio zapoczątkował podboje na południowy wschód od Meksyku,
natknęła się nad rzeką Maranon na wojownicze i okrutne plemię Jivarów,
łowców ludzkich głów. W dymiących oparami dziewiczych dżunglach
Hiszpanie padali w dzień i w nocy, rażeni strzałami ukrytych w gęstwinie
Jivarów. Indianie odcinali zabitym Hiszpanom głowy, a potem pomniejszali je
do rozmiarów dwóch pięści dorosłego mężczyzny. Takie było pierwsze
zetknięcie się białych ludzi z Indianami Jivaro 48.
Sprytny Tunai z zadowoleniem spostrzegł wrażenie, jakie wywarła na
białym wzmianka o Jivarach. Zachęcony tym mówił dalej:
- Jeśli zbierasz różne indiańskie przedmioty, to idź do Jivarów. U nich
mężczyźni, zamiast kobiet, przędą i tkają materiały oraz ubrania, robią bębny
sygnalizacyjne, oszczepy zakończone ludzką kością, świstuły i wojenne tarcze.
Kobiety natomiast lepią z gliny ozdobne garnki, w których podwójnych dnach
grzechoczą magiczne kamyki odstraszające złe duchy. Wszystko to możesz
otrzymać od nich za... dobre karabiny. Bronią palną łatwiej upolować
człowieka i zdobyć jego głowę.
- Chętnie skorzystałbym z twojej rady, Tunai, ale mam mało czasu, a
Jivarowie mieszkają na trudno dostępnych terenach i podobno są bardzo
48 Po raz drugi biali odkryli to wojownicze plemię dopiero około 1948 roku, kiedy to w górach Ekwadoru zaczęto budować
lotniska na terenach zamieszkanych przez Jivarów. Jivarovie, w liczbie około 15.000, zamieszkują góry Ekwadoru, na północ
od rzeki Maranon i częściowo w Peru. Osiedla swe budują na wzgórzach w celu łatwiejszej ich obrony. Mieszkają w
podłużnych, pojedynczych domach, w których jeden koniec zajmują mężczyźni, a drugi kobiety. Trudnią się rolnictwem,
myślistwem i rybołówstwem. Uprawa ziemi odbywa się przy zachowaniu specjalnych obrzędów; podczas siewów malują swe
ciała odpowiednimi kolorami farb, nakładają specjalne stroje, śpiewają na cześć bogini Ziemi, Nungui, tańczą rytualne tańce.
Tytoń, jako świętą roślinę, wolno uprawiać tylko mężczyznom. Myśliwi idąc na łowy malują ciała na czerwono oraz zasypują
sobie i psom oczy „magicznym pieprzem”, co ma ułatwiać tropienie zwierzyny. Broń ich stanowią świstuły, oszczepy, łuki i
noże. Lubują się w ozdobach. Na uroczystości plemienne malują się na czerwono i czarno, a do modlitwy czernią zęby. Ich
czarownicy znają sporo leków przeciwjadowych i zwalczających choroby.
wrogo usposobieni do białych - odparł Smuga. - Do ciebie przybyliśmy, gdyż
twój compadre Mateo zapewnił nas, że możemy obdarzyć cię pełnym
zaufaniem. Dlatego też proszę ciebie o odstąpienie jednej pomniejszonej głowy
ludzkiej. Jeśli mi dasz to, czego szukam, ofiaruję ci w zamian... nowoczesny
karabin.
Tunai opuścił powieki, zapewne aby ukryć błysk pożądania. Pochylił się ku
swoim doradcom i szeptem porozumiewał się z nimi. Dopiero po dłuższej
chwili odwrócił się do Smugi i rzekł:
- Dobrze, dam ci taką jedną
głowę! Chodźcie!
Smuga i Mateo udali się za
wodzem Yahuan na skraj
wioski. Przed nadziemną chatą
siedział na posłaniu z liści
Indianin przy wolno tlącym się
ognisku. W jego żarze stały
dwa duże gliniane gary, nieco
zwężające się ku górze. W
jednym z nich bulgotał wrzący,
gęsty płyn, w drugim
podgrzewał się miałki piasek.
Na widok białego Indianin
zmarszczył brwi, lecz
porozumiewawcze spojrzenie
Tunai uspokoiło go
natychmiast. Usiedli przy
ognisku. Smuga wydobył
woreczek z tytoniem. Przez
jakiś czas palili nic nie mówiąc.
Z bulgoczącego gara unosił się
silny odór. Smuga wkrótce
wyjął chusteczkę i wysuszył czoło zroszone potem. Zerknął na Matea. Śniada
twarz Metysa poszarzała; po jego czole spływały wielkie krople potu. Smuga
pochylił się ku wodzowi Yahuan i przyciszonym głosem zapytał.
- Tunai, cóż to za wywar przygotowuje ten człowiek?
Twarz wodza ani na chwilę nie utraciła kamiennego wyrazu. Siedział
sztywno wyprostowany jak figura z brązu. Tylko spod półprzymkniętych
powiek wzrok jego śledził przybyszów.
- Ten biały jest przyjacielem compadre Matea - odezwał się gardłowym
głosem. - Szuka skurczonych głów ludzkich zdobytych na wrogach. Pokaż mu,
żeby mógł swoim za wielką wodą opowiedzieć o tobie...
Indianin ujął bambusowy pręt, zanurzył go w odurzającym wrzątku,
ostrożnie zamieszał i wyjął z powrotem. Smuga przymrużył oczy. Na końcu
pręta tkwiła skóra z ludzkiej głowy. Gęstawa ciecz spływała po długich,
czarnych włosach.
- Poszukujesz u Indian interesujących rzeczy. Ponieważ jesteś przyjacielem
Matea, więc patrz i zapamiętaj - mówił Tunai. - Dzisiaj już niewielu Idian
potrafi pomniejszać ludzkie głowy. Najpierw z odciętej głowy wyłupuje się
kości. Potem skórę gotuje się w wywarze trujących roślin, aby robactwo nie
miało do niej przystępu. Dopiero wtedy można rozpocząć pomniejszanie
głowy. Robi się to napełniając skórę wiele razy bardzo gorącym piaskiem.
Skóra prażona w ten sposób kurczy się coraz bardziej, a zręczny człowiek
umiejętnymi ruchami palców nadaje jej odpowiednie kształty.
Smuga spojrzał na niemo siedzącego Indianina. Preparowanie i
pomniejszanie ludzkich głów należało już do coraz rzadziej spotykanych
umiejętności. Przecież wiele wojowniczych plemion całkowicie wyginęło, inne
zaszyły się w niedostępne dżungle. Smuga uważnie przyjrzał się niezwykłemu
„artyście”. Jego palce nosiły liczne ślady poparzeń gorącym piaskiem.
- Dziękuję ci, Tunai, za ciekawe wyjaśnienia - odezwał się Smuga.
- Chciałeś otrzymać ode mnie jedną taką głowę. Chodź! - odparł Tunai.
Poprowadził ich
do swej chaty.
Weszli do niej po
pomoście z pnia.
Jedno cicho
wypowiedziane
przez Tunai słowo
opróżniło chatę z
kobiet i dzieci.
Tunai przystanął w
szczytowej części
domu, gdzie
znajdowało się jego
posłanie z mat.
Wokół na słupach
wisiała broń:
świstuły, łuki, dzida i tarcze. Tunai wolnym ruchem podniósł rękę ku powale.
- Obiecałem ci, więc wybieraj! - rzekł cicho.
Na poziomej belce wisiało w jednym rzędzie kilka mumii ludzkich głów.
Długie, czarne włosy lekko falowały poruszane wiatrem. Rysy martwych
twarzy nie wykazywały zniekształceń. Były to po prostu jakby miniatury głów
dorosłych mężczyzn. Mumie miały usta, oczy i otwór szyi zaszyte specjalnym
„świętym” włóknem palmowym, aby duch zabitego nie mógł mścić się na
zwycięzcy.
Smuga jak urzeczony wpatrywał się w jedną głowę. Różniła się ona od
innych krótkimi, jasnymi włosami. To była głowa Johna Nixona. Gdyby nie
długie, cienkie pasma włókna zwisające ze zszytych warg, można by było
pomyśleć, że jest to odbicie twarzy żywego Nixona, przeglądającego się w
pomniejszającym zwierciadle.
- Wybieraj! - ponownie rozbrzmiał cichy głos Tunai.
Smuga wolno odwrócił się do wodza Yahuan. Obok niego stał Mateo
zasłaniając twarz rękami. Prawa dłoń Smugi bezwiednie spoczęła na rękojeści
rewolweru. Zaraz jednak oprzytomniał.
Wódz Yahuan mierzył go przenikliwym wzrokiem.
- Od razu domyśliłem się, po co tu przyszedłeś, biały człowieku - odezwał się
po chwili. - Nie chciałeś, żeby duch twego przyjaciela uwięziony w jego głowie
błąkał się po indiańskiej chacie. Rozumiem ciebie, przyjaźń zobowiązuje. Skoro
przybyłeś do nas z compadre Mateem, mogłeś zaraz mi to wyznać. Nie zabiłem
tego białego. Daruję ci jego głowę i odejdź w spokoju...
     
 
what is notes.io
 

Notes.io is a web-based application for taking notes. You can take your notes and share with others people. If you like taking long notes, notes.io is designed for you. To date, over 8,000,000,000 notes created and continuing...

With notes.io;

  • * You can take a note from anywhere and any device with internet connection.
  • * You can share the notes in social platforms (YouTube, Facebook, Twitter, instagram etc.).
  • * You can quickly share your contents without website, blog and e-mail.
  • * You don't need to create any Account to share a note. As you wish you can use quick, easy and best shortened notes with sms, websites, e-mail, or messaging services (WhatsApp, iMessage, Telegram, Signal).
  • * Notes.io has fabulous infrastructure design for a short link and allows you to share the note as an easy and understandable link.

Fast: Notes.io is built for speed and performance. You can take a notes quickly and browse your archive.

Easy: Notes.io doesn’t require installation. Just write and share note!

Short: Notes.io’s url just 8 character. You’ll get shorten link of your note when you want to share. (Ex: notes.io/q )

Free: Notes.io works for 12 years and has been free since the day it was started.


You immediately create your first note and start sharing with the ones you wish. If you want to contact us, you can use the following communication channels;


Email: [email protected]

Twitter: http://twitter.com/notesio

Instagram: http://instagram.com/notes.io

Facebook: http://facebook.com/notesio



Regards;
Notes.io Team

     
 
Shortened Note Link
 
 
Looding Image
 
     
 
Long File
 
 

For written notes was greater than 18KB Unable to shorten.

To be smaller than 18KB, please organize your notes, or sign in.