NotesWhat is notes.io?

Notes brand slogan

Notes - notes.io

ROZDZIAŁ VIII

UPIORNY LAS
- Masz o jednego wroga mniej! - odezwał się Kampa. Smuga spojrzał na
przewodnika. Indianin stał oparty rękami o swoją kapiszonówkę i z
filozoficznym spokojem spoglądał na zamordowanego Pira.
- Senhor, tragarze mówią, że takich strzał do łuków używają Kampowie -
wtrącił Mateo.
- Łatwo to sprawdzić! - odpowiedział Smuga.
Zbliżył się do żony przewodnika, która niosła jego łuk i kołczan. Kobieta
szybko cofnęła się, gdy wyciągnął do niej rękę, ale mąż uspokoił ją wzrokiem.
Smuga wyjął z kołczanu jedną długą strzałę. Była podobna jak dwie krople
wody do tej, która przeszyła Pira na wylot. Smuga zwrócił strzałę Indiance, po
czym zaczął przepatrywać las po obydwóch stronach ścieżki. Nie znalazł
choćby najmniejszego śladu, domyślił się więc, że napastnik strzelał z ukrycia.
Nikt z uciekinierów również nie szukał tajemniczego strzelca. Ślady dwóch
białych oraz pozostałych czterech Pirów nie zbaczały ze ścieżki. Smuga
wkrótce przerwał poszukiwania. Nie miał czasu na dokładne przetrząśnięcie
lasu w promieniu około dwustu metrów od ścieżki, czyli na donośność
dobrego indiańskiego łuku. Strzelec lub strzelcy mogli ukrywać się w zasadzce
na drzewach, co jeszcze bardziej utrudniało znalezienie ich śladów.
- Czy odkryłeś coś, senhor? - zaniepokojonym głosem zapytał Mateo.
- Nie, poszukiwania zajęłyby za wiele czasu - wyjaśnił Smuga. - Lepiej nie
zwlekać z dogonieniem uciekinierów.
- Tak, senhor, te czerwonoskóre diabły mogą jeszcze czaić się w pobliżu -
mruknął Mateo, trwożliwie rozglądając się wokoło. - Może mają kryjówki na
drzewach?
- W drogę! - zawołał Smuga. - Idźcie tuż za mną!
Ślady uciekinierów były teraz znacznie wyraźniejsze. Widać było, że
przyspieszali kroku. Smuga zdjął z pleców karabin i szedł za przewodnikiem z
bronią gotową do strzału.
Szli już około godziny. Ścieżka początkowo wiodła wzdłuż górskiego zbocza,
a potem zaczęła opadać ku rozległej dolinie. W miarę jak pościg schodził w
dolinę, las stawał się mniej gęsty i bardziej mroczny. Drzewa osłonięte od
wiatru wysoko pięły się w górę. Poprzez korony splecione lianami przesączały
się tylko nikłe smugi światła. Toteż na ziemi niemal brak było podszycia, które
zamierało z powodu niedostatecznego
nasłonecznienia.
Aromat charakterystyczny dla
górskich lasów unosił się w powietrzu.
Kampa ostrzegawczo uniósł rękę.
Wszyscy natychmiast przystanęli. O
kilkanaście kroków przed nimi ktoś
leżał na ścieżce. Smuga gestem nakazał
milczenie, po czym wysunął się do
przodu. Szedł wolno trzymając palec
na spuście karabinu. W głębi lasu
rozbrzmiewał rozdzierający krzyk
ptaka. Smuga przystanął i nasłuchiwał,
lecz głucha cisza znów zapanowała
wokoło. Krok za krokiem przybliżał się
do leżącego człowieka, który zaciskał dłonie na strzale tkwiącej w jego lewej
piersi, jakby chciał ją wyrwać z siebie. W szeroko otwartych oczach zamarł
wyraz przerażenia.
Jak wskazywał tatuaż na twarzy Indianina, należał zapewne, tak jak
poprzednia ofiara, do plemienia Pirów.
Smuga ostrożnie zaczął rozglądać się po obydwu stronach ścieżki. Naraz
ujrzał jeszcze jednego Pira. Prawdopodobnie próbował uciec w las, gdy strzała
ugodziła jego towarzysza. Być może w przestrachu wpadł na drzewo, które
jeszcze teraz kurczowo obejmował ramionami, klęcząc u jego stóp. Długa
strzała wystająca z jego pleców wprost przyszpiliła go do pnia.
Smuga wyszedł na ścieżkę i przywołał towarzyszy. Widok nowych ofiar
wywołał trwożliwe komentarze. Tylko Kampa i jego żona zachowywali
milczenie.
- Senhor, coraz dalej wchodzimy w zasadzkę - gorączkowo tłumaczył Mateo.
- Przeklęci Kampowie czają się wokoło!
- Nie iść, tam śmierć! - doradzali Pirowie. - Wszyscy zginąć...
Smuga przysłuchiwał się ostrzeżeniom i radom, a jednocześnie nie spuszczał
oka z przewodnika. W końcu uciszył towarzyszy i zwrócił się do Kampy.
- A co ty radzisz uczynić?
Indianin nie zmieszał się pod badawczym spojrzeniem.
- Chciałeś ująć tamtych dwóch, więc prowadzę - odpowiedział. - Już wkrótce
ich ujrzysz!
- Czy jesteś jeszcze tego pewny? Przecież w każdej chwili możemy zginąć jak
ci Pirowie!
- Tylko śmierć może wyzwolić Indianina z niewoli u białych ludzi - odparł
Kampa. - Zapłaciłeś za mnie i obiecałeś wolność pod warunkiem, że pomogę
ująć tamtych dwóch. Indianin zawsze dotrzymuje przyrzeczenia. Chodź, jestem
gotów!
Smuga zastanawiał się, jak ma postąpić. Sam od dawna był zdecydowany
ścigać zbiegów bez względu na grożące mu niebezpieczeństwo. Nie chciał
jednak ryzykować życia towarzyszy. Żal mu było nawet Matea, który zachował
się tak nikczemnie wobec Nixonow. Po chwili namysłu odezwał się:
- Słuchaj, Mateo! Czy trafiłbyś stąd do głazów na stepie?
- Tak, senhor, przecież wystarczy iść po naszych śladach.
- To dobrze! Zabierz Pirów i wracajcie. Przy głazach rozbijcie obóz. Jeżeli do
jutra do zachodu słońca nie przyjdę tam do was, ruszajcie do La Huairy.
Stamtąd, Mateo, proszę cię, wróć do obozu nad Putumayo i zawiadom pana
Nixona o tym, co tu się wydarzyło. Niech mnie nie szuka, bo jeżeli nie przyjdę
do obozu przy głazach, będzie to znaczyło, że nie żyję. Ciebie, przewodniku,
również już nie potrzebuję. Możesz z żoną wracać razem z Mateo lub też
odejść, dokąd chcesz. Pragnąłeś odzyskać wolność, więc teraz jesteś wolny. Nie
przeklinaj wszystkich białych. Wielu z nich szanuje każdego człowieka. Mateo,
pomóż mi zapakować trochę żywności i ruszajcie w drogę. Starajcie się prędko
wyjść z tego lasu.
Wszyscy milczeli zaskoczeni słowami Smugi. Nawet tak doskonale panujący
nad sobą Kampa zdawał się być poruszony. Pierwszy ochłonął Mateo. Podszedł
do Smugi i z niedowierzaniem zapytał:
- Czy naprawdę pozwalasz mi odejść, senhor? Czy też może chcesz wystawić
mnie na próbę?!
- Nie trać czasu na głupią gadaninę! - ofuknął go Smuga. - Ruszaj z powrotem
jak najszybciej! Zabierz naboje do rewolweru i karabinu. Tutaj są w torbie.
- Senhor, czy to ma oznaczać, że już przebaczyłeś mi tamto wszystko?
- Tak, Mateo, chcę wierzyć, że więcej nie popełnisz podłości.
- Nie zawiedziesz się na mnie, senhor. Zaraz ci to udowodnię. Powiedziałeś
mi, że tylko podlec pozostawia towarzyszy w niebezpieczeństwie. Źle
postąpiłem tam nad Putumayo, ale nie jestem tchórzem. Idę z tobą! Albo razem
ocalimy się, albo razem zginiemy!
- To nie ma sensu! Nie osłonisz mnie przed strzałą wysłaną z ukrycia. Sam
nawet łatwiej mogę wymknąć się z zasadzki.
- Idę z tobą! - z uporem oświadczył Mateo.
- Jak chcesz, nie życzyłem ci zguby! No, zbierajcie się!
Pirowie bez słowa zawrócili i zniknęli w lesie.
- Dlaczego nie odszedłeś z nimi! - zwrócił się Smuga do Kampy.
- Wspaniałomyślnie darowałeś mi wolność - odparł przewodnik. - Dziwny
jesteś, biały człowieku! Będę przy tobie do samego... końca!
- Wracaj, ocal swoją żonę!
- Nie kłopocz się o nią, towarzyszy mi zawsze, nawet na wojennej ścieżce.
Ruszajmy, czas nagli!
Uszli zaledwie kilkadziesiąt kroków. Naraz w lesie za nimi rozległy się
okrzyki przerażenia.
- Napadli Pirów! - zawołał Mateo.
Smuga odwrócił się, by biec im na pomoc, lecz Kampa przytrzymał go za
ramię.
- Stój! Już za późno... - wyrzucił z siebie jednym tchem.
Okrzyki jakby zdławione zamarły. W lesie zapanowała cisza.
- Jesteśmy otoczeni... - szepnął Mateo.
- A więc odwrót odcięty! - powiedział Smuga. - Słuchaj, przewodniku! Dokąd
prowadzi ta ścieżka?
- W dolinę, która leży przed nami.
- Wobec tego wiedzie na zachód?
- Nie mylisz się!
- Dobrze, teraz ja poprowadzę. Chodźcie za mną!
Zboczył ze ścieżki i ruszył w las. Po kilkuset krokach zawrócił na zachód.
Teraz szli równolegle do ścieżki osaczonej przez niewidzialnego wroga. Smuga
nie sądził, że w ten sposób wymknie się z pułapki, lecz swoim manewrem
zmuszał przeciwników do zmiany taktyki, a tym samym do wyjścia z ukrycia.
Szybko idąc rozważał sytuację. Był już pewny, że Mateo go nie zawiedzie,
lecz Kampie teraz nie ufał. Indianin zbyt śmiało zapuszczał się w ten
tajemniczy las. Czyżby był pewny, że śmierć nie czyha na niego? Nie zabrał
głosu, gdy radzono nad odwrotem. Nie okazywał również zaskoczenia na
widok napotykanych trupów. To wszystko dawało wiele do myślenia. Jedno
było pewne: Kampa nienawidził białych i pogardzał Metysem, który z nimi
współdziałał.
Upłynęło sporo czasu, a niewidzialny wróg nie dawał znaku życia. Smuga
orientował się, że szybki marsz po bezdrożu utrudnia pościg i osaczenie. Wtem
gdzieś z prawej strony rozbrzmiały strzały rewolwerowe.
- To Cabral i Jose walczą z Indianami! - krzyknął Mateo. Smuga z miejsca
zawrócił w kierunku ścieżki i biegł ile tylko tchu starczyło mu w piersi. Nie
oglądał się nawet na towarzyszy. Strzały wprawdzie szybko umilkły, lecz w
zamian rozległ się ludzki głos rozpaczliwie wzywający pomocy.
Smuga z karabinem w dłoniach wypadł na ścieżkę. Szybko też odnalazł
proszącego o ratunek. Leżał na lewym boku pod drzewem opierając się o nie
plecami. Obydwie dłonie obficie zbroczone krwią przyciskał do piersi. To był
biały człowiek. Smuga przyklęknął przy nim.
- To ty nas ścigałeś, prawda? - odezwał się ranny, po czym grymas bólu
pojawił się na długo nie golonej twarzy.
Smuga znał hiszpański. Odparł więc po chwili.
- Ścigam morderców Johna Nixona. Ty prawdopodobnie jesteś jednym z
nich?
- Ja nie zabiłem Nixona... To Cabral strzelił do niego, a teraz... do mnie.
- Ty jesteś Jose, czy tak?
Ranny skinął głową. Widać było, że nie ma już ratunku dla niego.
- Spróbuję powstrzymać upływ krwi - powiedział Smuga rozrywając mu
koszulę na piersiach.
- Zostaw... umieram...
- Dlaczego Cabral strzelał do ciebie? - zapytał Smuga.
Jose ostatkiem woli opanował słabość.
- Zabili wszystkich Pirów... - wyjaśnił. - Chciałem zawrócić. Wolałem wpaść
w twoje ręce, niż zginąć od indiańskiej strzały. Ale Cabral wiedział, że ty
zapłacisz mu za Nixona... Nazwał mnie zdrajcą i zaczął strzelać. Sam poszedł
dalej...
Mateo i Kampa, którzy przybiegli za Smugą, teraz również pochylali się nad
konającym. Słyszeli jego wyznanie. Jose odetchnął głębiej i uniósł głowę. Mimo
woli spojrzał na Kampę. Błysk wściekłości ożywił na krótką chwilę jego oczy
już zachodzące mgłą śmierci.
- To ten Kampa doradził nam skryć się tutaj przed tobą... - zawołał. -
Przeklęty! To on wysłał nas w zasadzkę...!
- A więc moje podejrzenia były słuszne! - warknął Mateo. - To on uknuł to
wszystko. Zgubił ich i nas! Jest w zmowie z dzikimi Kampami. Giń i ty,
czerwony diable!
Wyszarpnął rewolwer zza pasa. Smuga poderwał się i podbił mu dłoń, lecz
mimo to kula ugodziła przewodnika. Kampa osunął się na ziemię. W tej chwili
Mateo stęknął głucho, bezwładnie padł w ramiona Smugi. Żona Kampy wbiła
mu w plecy nóż aż po rękojeść. Cios wymierzony był prosto w serce.
Smuga położył Metysa na ziemi.
- Poszaleli wszyscy w tym upiornym lesie... - szepnął.
Indianka przyklękła przy mężu. Żył jeszcze. Smuga wydobył z torby
opatrunki i pomógł założyć bandaże.
- Rana chyba nie jest śmiertelna, zawołaj swoich... - odezwał się do Indianki.
Podniósł karabin i poszedł ścieżką w dół zbocza.
W lesie znów zaległa cisza. Smuga jakby zapomniał o Indianach czających się
w gąszczach. Odnalazł na ścieżce wyraźne ślady ostatniego zbiega, wiedział, że
teraz już szybko go dogoni.
Przez jakiś czas stale przyspieszał kroku, ale w końcu zaczęło go ogarniać
znużenie. Czuwał przecież przez wiele nocy nie ufając swym towarzyszom, a
przez ostatnich kilkanaście godzin ani na chwilę nie przerywał pościgu.
Nieoczekiwanie ujrzał Cabrala na ścieżce, o jakieś dwieście kroków przed
sobą. I on także musiał być wyczerpany. To biegł, to przystawał dla
zaczerpnięcia tchu. Co chwila spoglądał za siebie.
Smuga zdecydował się zakończyć ten opętańczy pościg. Mógł dosięgnąć
zbiega kulą z karabinu, ale nigdy nie zdobyłby się na strzał w plecy. Zrozumiał,
że w tej sytuacji karabin był bezużytecznym obciążeniem. Bez wahania
odrzucił go w las. Potem wydobył rewolwer z pochwy, zatknął go za pasek od
spodni, a następnie pozbył się pasa z drugim rewolwerem. Teraz poczuł się
raźniej. Zaczął biec za Cabralem. Wkrótce znacznie przybliżył się do niego. Już
nawet słyszał jego ciężki, urywany oddech.
Cabral obejrzał się, ujrzał Smugę tuż za sobą. Broń błysnęła w jego dłoni.
Huknął strzał. Chybił! Strzelił ponownie i znów chybił. Ogarnięty przerażeniem
skoczył w las pomiędzy drzewa.
Smuga pobiegł za nim.
Cabral, jakby mu nagle sił przybyło, trochę powiększył odległość między
sobą i goniącym go Smugą, ale wkrótce osłabienie zaczęło ogarniać go ze
zdwojoną mocą. Poprzez drzewa prześwitywała mała polanka. Chwiejnym
krokiem wybiegł na nią. Potknął się, upadł. Powstał ociężale. Odwrócił się
twarzą do Smugi. Postanowił błagać o litość, ale zaledwie ujrzał wybiegającego
na polanę, nadzieja wstąpiła w jego serce. Smuga nie miał karabinu, ani pasa z
rewolwerami. Był bezbronny. Olbrzymi wysiłek przyćmił wzrok
pozbawionemu skrupułów Cabralowi. Nie spostrzegł rękojeści rewolweru
wystającej Smudze zza paska. Zebrał się w sobie. Uniósł rewolwer starając się
zapanować nad drżeniem dłoni.
Smuga wpił wzrok w oczy przeciwnika i wolno zbliżał się ku niemu.
Cabral nacisnął spust.
Kula niemal otarła się o głowę Smugi. Przystanął. Nie dobywając rewolweru
odezwał się:
- Rzuć broń! I tak nie trafisz, drży ci ręka.
Cabral dopiero teraz spostrzegł, że Smuga nie był bezbronny. Pobladł jak
płótno. O sprawności strzeleckiej Smugi wiele nasłuchał się w szynkach
Manaos. Strach przed nieuchronną śmiercią zjeżył mu włosy na głowie.
Zdławionym głosem zawołał:
- Nie zabijaj!
- Pójdziesz ze mną do Manaos! Razem z Alvarezem będziesz się tłumaczył ze
swych zbrodni - powiedział Smuga. - Rzuć broń!
Rewolwer wysunął się z dłoni Cabrala.
W tej chwili długa trzcinowa strzała ze świstem śmignęła nad głową Smugi i
głęboko wbiła się w pierś Cabrala. Ten zatoczył się, klęknął, a potem z głuchym
jękiem padł na ziemię.
Złowroga cisza otoczyła Smugę. Wiedział, że to śmierć nadchodzi. Nie bał się
jej, bo uczucie strachu zawsze było mu obce. W tej ostatniej chwili pomyślał o
swych przyjaciołach. Przymknął oczy... Ujrzał poważną twarz Tomka, jego
żonę, poczciwego Nowickiego i
innych... Uśmiechnął się do nich.
Naraz instynkt ostrzegł go, że
już nie jest sam na polanie.
Otworzył oczy. Twarze przyjaciół
zniknęły jak płomień zgaszonej
świecy, rozczulenie uleciało
bezpowrotnie. Spokojnie
spoglądał na półnagich
wojowników otaczających go
szerokim kołem. Ich twarze i
ciała były pokryte fantastycznymi
malowidłami. Na głowach nosili
korony uplecione z włókien
palmowych. W rękach trzymali długie, czarne łuki, na których cięciwy mieli
nałożone pierzaste strzały.
Wszelka obrona była beznadziejna. Smuga miał rewolwer i mógł zabić kilku
napastników, ale to przecież nie zmieniłoby jego położenia. Kilkudziesięciu
Kampów i tak musiało wygrać walkę. Poza tym Smuga nie żywił wrogości do
czerwonoskórych wojowników. Rozumiał, że ich nienawiść do białych ludzi
była uzasadniona. Oni przecież widzieli w nim tylko białego człowieka, który
sprowadził na nich tyle nieszczęść.
Oczekując na śmiertelny cios Smuga wydobył z kieszeni fajkę, włożył w nią
szczyptę tytoniu i zapalił. Gdy wydmuchnął w powietrze pierwszy kłąb dymu,
Indianie mocniej napięli cięciwy łuków. Dziesiątki długich strzał wymierzyli
prosto w jego pierś.
     
 
what is notes.io
 

Notes.io is a web-based application for taking notes. You can take your notes and share with others people. If you like taking long notes, notes.io is designed for you. To date, over 8,000,000,000 notes created and continuing...

With notes.io;

  • * You can take a note from anywhere and any device with internet connection.
  • * You can share the notes in social platforms (YouTube, Facebook, Twitter, instagram etc.).
  • * You can quickly share your contents without website, blog and e-mail.
  • * You don't need to create any Account to share a note. As you wish you can use quick, easy and best shortened notes with sms, websites, e-mail, or messaging services (WhatsApp, iMessage, Telegram, Signal).
  • * Notes.io has fabulous infrastructure design for a short link and allows you to share the note as an easy and understandable link.

Fast: Notes.io is built for speed and performance. You can take a notes quickly and browse your archive.

Easy: Notes.io doesn’t require installation. Just write and share note!

Short: Notes.io’s url just 8 character. You’ll get shorten link of your note when you want to share. (Ex: notes.io/q )

Free: Notes.io works for 12 years and has been free since the day it was started.


You immediately create your first note and start sharing with the ones you wish. If you want to contact us, you can use the following communication channels;


Email: [email protected]

Twitter: http://twitter.com/notesio

Instagram: http://instagram.com/notes.io

Facebook: http://facebook.com/notesio



Regards;
Notes.io Team

     
 
Shortened Note Link
 
 
Looding Image
 
     
 
Long File
 
 

For written notes was greater than 18KB Unable to shorten.

To be smaller than 18KB, please organize your notes, or sign in.