Notes

Bądź mną. 16 lat, pełen życia, energii, dusza towarzystwa. Zostań zaproszony na imprezę do koleżanki ze szkoły z którą wiążesz pewne nadzieje na tle, nie ukrywajmy, seksualnym. Adres: Rembertów, ul.Gierczaka. Okej.
Mija spokojny i przyjemny tydzień, spędzony głównie na chodzeniu do szkoły i waleniu konia, czasami z kolegami. Nadchodzi dzień melanżu, 10 razy błądzisz w drodze do domu Anonki. Dobra dupa to i mieszka na zadupiu hehe. 3 godziny błądzisz po śmierdzącej gównem okolicy, końcu trafiasz na właściwy blok. Coraz bardziej zaczynasz się zastanawiać, czy dobrze trafiłeś. Wchodzisz na klatkę, kopnięciem przewalasz żula z drogi (swoją drogą zdechłego chyba z tydzień wcześniej) i pukasz do drzwi. Otwiera Anonka, odpindrzona 9/10, wygląda jak Scarlett Johanson tylko cycki obwisłe. Uśmiecha się zalotnie i zaprasza do środka. Co się działo w środku mogę określić tylko jednym słowem:
r o z p i e r d o l
Widzisz kolegów z klasy, szkoły i największych odmętów Warszawy. Jeden rozbija butelkę o telewizor, drugi zapina psa jak sra, a trzeci i czwarty bawią się razem w wyławianie kabanów z kibla zębami. Obłęd, przypomina ci się mecz Legii w '87 o którym tyle razy twój stary opowiadał.
Anonka przeprasza za bałagan i ciągnie cię do kuchni, pewnie na jakieś zeschłe pizze od Etkera. A tu okazuje się, że wyciąga wino, rocznik '87 (o kurwa) półwytrawne z polskich białostockich winnic. Obwisła Scarlett nie do końca wie jak działa korkociąg, zauważasz okazję, żeby się popisać. Wyrywasz jej z drętwych łap butelkę, wyrzucasz korkociąg, wyjmujesz chuja i wciskasz go całej siły w korek. Wino zostało otwarte. W powietrzu rozlega się ciężki zapach chyba dziesięciokrotnie sfermentowanego kału. Wyciągasz kieliszki i odwracasz się w stronę Anonki. Chlejecie się do nieprzytomności. W pewnym momencie laska łapie cię w kroku i ciągnie do sypialni. Twoje marzenie się spełnia. Leżycie na łóżku, czujesz jej śmierdzący śmieciami oddech. Postanawiasz zrobić pierwszy krok i wpychasz jej rękę w majtki. Wyczuwasz coś twardego. O kurwa. Patrzysz w dół: wielki, soczysty, śmierdzący twarogiem kutas. Zanim zdążasz wydrzeć ryja Anonka przyciąga cię z nadludzką siłą do siebie i szepcze do ucha:
"Jestem Szuba"
Zrywasz się z łóżka i spierdalasz w tempie menstruującej gepardzicy do drzwi, które zamykają się tuż przed nosem. Zatrzasnął je jakiś nieokreślony kształt, którego wcześniej nie rozpoznałeś w ciemności. To nagi dziesięciolatek, prawie łysy i zgarbiony jakby srał. Nagle przestaje obgryzać paznokcie u stóp, patrzy się na ciebie błądzącymi oczami i mówi:
"Mój skaaarb..."
Słyszysz szmer za plecami, to Szuba mówi:
"A to jest mój brat".